Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Dokąd dopłynie Kacper Ziemiński?

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • czwartek, 20 grudnia 2012

Na igrzyskach w Londynie zajął 17. miejsce. Już dziś przygotowuje się do walki o Rio de Janeiro. Trenuje z najlepszymi i za cztery lata chce być tam, gdzie oni. Na szczycie.

Kiedyś pływał na cadecie razem ze swoim sąsiadem z Sępólna Krajeńskiego i późniejszym rywalem Karolem Porożyńskim. Zajął szóste miejsce na mistrzostwach świata klasy Optimist w Ekwadorze i pierwsze w rywalizacji drużyn. Wygrał też największe regaty klasy Optimist na świecie rozgrywane co roku wczesną wiosną na jeziorze Garda. Podczas igrzysk w Pekinie był załogantem w klasie 470. A później wrócił do steru. Dokąd teraz płynie Kacper Ziemiński?

„Wiatr”: Kacper, jak oceniasz swój start na igrzyskach? Czy mogło być lepiej?

Kacper Ziemiński: Zawsze może być lepiej. A w tym wypadku szczególnie. Singapurczyk Colin Cheng i Norweg Kristian Ruth, którzy zajęli 15. i 16. lokatę w klasyfikacji generalnej, zgromadzili tyle samo punktów co ja. Przed regatami w Weymouth zakładałem, że mogę być około 20. pozycji. Najlepsi zawodnicy prezentują bardzo wysoki i wyrównany poziom, wielu z nich żegluje na tej łódce już 15 lat. Każdy z nas mógł zdobyć miejsce w połowie pierwszej dziesiątki, a niektórzy mieli realną szansę na medal. Myślę, że przy odrobinie szczęścia mógłbym liczyć na awans do wyścigu medalowego. Prędkość miałem dobrą, ale czasem traciłem cenne miejsca pod koniec wyścigów. Chyba zabrakło doświadczenia, w klasie Laser rywalizuję dopiero od czterech lat.

Na poprzednich igrzyskach żeglowałeś z Patrykiem Piaseckim. Byłeś jego załogantem na łódce klasy 470. Dlaczego wybrałeś lasera?

Z natury jestem indywidualistą i chciałem pływać na łódce jednoosobowej. Laser był najlepszym wyborem. Początkowo trochę się męczyłem, bo ta klasa wymaga doskonałego przygotowania fizycznego. Przełom nastąpił we wrześniu ubiegłego roku, gdy dołączyłem do chorwackiego zespołu, gdzie szefem i trenerem jest Jozo Jakelić. W tej grupie trenują Cypryjczyk Pavlos Kontides (srebrny medalista z Londynu) oraz Chorwat Tonči Stipanović (czwarte miejsce na igrzyskach). Pierwszy kontakt ze znanym chorwackim szkoleniowcem nawiązałem dzięki pomocy Mateusza Kusznierewicza. Jakelić zaprosił mnie na zgrupowanie do Splitu, gdzie ma swoją bazę. Przyglądał mi się uważnie i uznał, że możemy razem pracować. To było spore wyróżnienie, bo nie każdy może być członkiem tego zespołu.

Ile kosztuje uczestnictwo w programie szkoleniowym tej ekipy?

Trener prosił, bym o tym nie mówił.

To opowiedz, jak pracuje Jozo Jakelić.

Jest stanowczy. Kiedy pojawia się problem, na przykład z prędkością czy techniką, od razu wie, gdzie szukać rozwiązania. Doskonale wyczuwa, czego zawodnik potrzebuje na wodzie i na lądzie. Czasem mi się wydaje, że potrafi czytać w naszych myślach. Podczas wspólnej pracy nigdy nie marnujemy czasu. To między innymi dlatego jego najlepsi sternicy zawsze są o krok przed resztą stawki. Trening typowo żeglarski uzupełniam pracą na siłowni, ćwiczeniami ogólnorozwojowymi i jazdą na rowerze – często startuję w maratonach. Rower jest moim wielkim przyjacielem. Sprawia przyjemność, buduje formę i przygotowuje mięśnie nóg do balastowania na burcie lasera. W niektórych okresach roku trenuję nawet trzy razy dziennie: na wodzie, na siłowni i na rowerowym szlaku.

Jakie masz plany na najbliższe tygodnie?

Po wrześniowych startach w regatach Pucharu Europy w Pucku i w mistrzostwach Polski klas olimpijskich, robię sobie miesiąc przerwy. Później jadę do Chorwacji, by spotkać się z partnerami z zespołu i wystartować w regatach na dużym jachcie. To element budowania dobrej atmosfery w teamie. Od listopada rozpoczynamy treningi w Splicie. To będzie początek długiej pracy przygotowującej nas do igrzysk w Rio de Janeiro.

Którzy z krajowych rywali pozostaną w kadrze i będą walczyć o prawo startu w następnych igrzyskach?

Trudno powiedzieć. Na pewno Jonasz Stelmaszyk nie zrezygnuje. Być może dołączą do stawki młodsi zawodnicy. Bardzo zdolnych sterników ma pod swoją opieką Robert Siluk, mój klubowy trener z Pogoni Szczecin. To między innymi Tadeusz Kubiak i Aleksander Arian. Wkrótce mogą być naprawdę groźnymi rywalami i doskonałymi partnerami do treningów.

Czym się zajmujesz, kiedy nie żeglujesz, nie jeździsz na rowerze i nie dźwigasz ciężarów na siłowni?

Staram się zwolnić tempo, uspokoić trochę rytm życia. Spędzam czas z moją dziewczyną. Pomagam też ojcu w rodzinnej fabryce mebli, którą mamy w Sępólnie Krajeńskim. Produkujemy głównie meble kuchenne i sypialniane, wszystko na eksport. Tata chce, bym poznał funkcjonowanie przedsiębiorstwa z każdej strony. Więc raz jestem zaopatrzeniowcem, innym razem kierowcą, czasem odpowiadam za konserwację powierzchni płaskich, czyli po prostu zasuwam z miotłą. Po półtorarocznej przerwie wracam na Uniwersytet Szczeciński, gdzie studiuję w Instytucie Kultury Fizycznej. Mam sporo do nadrabiania, więc nauka będzie teraz moim towarzyszem w każdej wolnej chwili.

Co zyskasz na przyszłość dzięki przygodzie z olimpijskim żeglarstwem? Czy warto być tak upartym i walczyć o kolejne igrzyska?

Warto. Zyskam doświadczenie, jakiego nie można zdobyć w żadnej szkole. Wiedzę, której nie ma w książkach. Znajomość języka i obycie w pięknym żeglarskim świecie. Poznam wszystkie kontynenty, wspaniałych ludzi i różne kultury. Żeglarstwo olimpijskie to przygoda życia i przygotowanie do życia. Czy można chcieć więcej?

Rozmawiał Krzysztof Olejnik

 

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości