Piotr Myszka na fali…
Rozmowa o rywalizacji, sprzęcie i nowych wyzwaniach.
Olimpijczyk, mąż, tata, społecznik wspierający akcje charytatywne i pomysłodawca edukacyjnych półkolonii żeglarskich organizowanych dla dzieci wspólnie z firmą Enea. Piotr Myszka, mistrz świata i mistrz Europy w olimpijskiej klasie RS:X, czwarty zawodnik igrzysk w Rio de Janeiro, w lipcu skończy 37 lat. Ale o sportowej emeryturze na razie nie myśli. Przed nim walka o prawo startu w olimpijskich regatach Tokio 2020. Drogę rozpoczął od kontuzji. Dziś wraca do formy i rywalizacji w światowej czołówce. Rozmawialiśmy 5 czerwca, tuż przed odlotem Piotra do Danii na kadrowe zgrupowanie.
Magazyn „Wiatr”: Piotr, sezon rozpocząłeś od przerwy w pływaniu i leczenia kontuzji. Czy jesteś już w pełni sił?
Piotr Myszka: Podczas zgrupowania na Majorce, żeglując z silnym wietrze, wyskoczyłem mocno na fali. Lądując, uderzyłem w deskę środkową częścią pięty. Tak mocno, że musiałem zrezygnować z pływania na trzy tygodnie. Cały czas utrzymywałem formę fizyczną, chodziłem na siłownię, jeździłem na rowerze, ale nie mogłem żeglować i testować sprzętu. No i straciłem ważne regaty na Majorce. Na deskę wróciłem dopiero podczas Pucharu Świata w Hyères. Czułem, że brakuje mi opływania w słabym wietrze, a właśnie takie warunki dominowały we Francji. Na dodatek miałem kłopoty ze sprzętem. Nowe stateczniki olimpijskiej deski RS:X łamały się w trakcie wyścigów. Sytuacja powtórzyła się podczas Pucharu PZŻ w Krynicy Morskiej.
Co z tym sprzętem?
Trudno powiedzieć. Podobno firma Neil Pryde wypuściła na rynek sporą serię stateczników, które łamią się, jak zapałki.
Cały wywiad w najnowszym wydaniu „Wiatru”. Wystarczy kliknąć:
http://magazynwiatr.pl/pdf/MagazynWiatr_07_2018.pdf