Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Po wypadku na Jeziorze Powidzkim

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • wtorek, 7 czerwca 2011

Wrócił po swoją dziewczynę uwięzioną w przewróconym jachcie. Oboje utonęli

Pierwszy dzień maja. Jezioro Powidzkie w Wielkopolsce. Przy silnym wietrze przewraca się jacht kabinowy typu Mak. Udaje się uratować trzy osoby, które były w kokpicie. Dziewczyna i chłopak (24 i 32 lata) giną uwięzieni w kabinie. Czy akcję ratunkową przeprowadzono prawidłowo?

Załoga wypożyczyła łódź we wsi Ostrowo. Późnym popołudniem, przy silnym porywie wiatru, jacht się przewrócił. Dziewczyna z Turku i chłopak z Piły zostali uwięzieni w kabinie. Z relacji świadka (żeglarza z łodzi, która była w pobliżu) wynika, że mężczyzna na chwilę wydostał się spod jachtu. Być może po to, by pokazać swojej dziewczynie, że można to zrobić. Ona jednak bała się zanurkować, nie chciała wypłynąć. Po chwili chłopak wrócił pod jacht. Oboje zginęli.

Po 27 minutach od wypadku pojawiła się motorówka z trzema strażakami z OSP Ostrowite. Dwóch z nich wskoczyło do wody. Nie udało im się dostać do uwięzionych w kabinie. Nie było też szansy na postawienie łodzi, choć próbowano wykorzystać linę. Strażacy starali się nawiązać kontakt z żeglarzami. – Słyszeliśmy głos kobiety, ale nie potrafię powiedzieć, czy ona nas słyszała – mówili później. W końcu podjęto decyzję o holowaniu Maka do brzegu. Świadkowie zdarzenie twierdzą, że z jachtu dochodziły głosy zawodzenia i wołania o pomoc. Według raportu przygotowanego po wypadku, holowanie trwało pięć minut. W trakcie akcji ratunkowej na miejsce dotarła ekipa zawodowych strażaków ze Słupcy. Pomogli ściągnąć jacht na brzeg. Po wycięciu otworu w kadłubie wydobyto kobietę i mężczyznę. Niestety, półgodzinna reanimacja nie powiodła się.

Pytań pojawia się bardzo wiele. Dlaczego podjęto decyzję o holowaniu jachtu? W którym momencie uwięzionym żeglarzom zabrakło powietrza? Radosław Jakubowski, członek łódzkiego WOPR, który wraz z grupą znajomych przebywał tego dnia nad Jeziorem Powidzkim, pyta, dlaczego strażacy nie pozwolili mu na przyłączenie się do ekipy ratunkowej. „Śmiem twierdzić, że gdyby zabrali nas na pokład, po dopłynięciu do przewróconego jachtu bylibyśmy w stanie uratować tych ludzi. Dysponowaliśmy sprzętem i umiejętnościami do wyprowadzenia ich spod pokładu” – mówił na ławach poznańskiego wydania „Gazety Wyborczej” Radosław Jakubowski. Rzecznik prasowy strażaków stwierdził tymczasem, że korzystanie z pomocy osób, których strażacy nie znają, może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Po kilku dniach od tragicznego zdarzenia strażacy zwracali uwagę na fakt, że akcja ratunkowa prowadzona była w niezwykle trudnych warunkach. Na jeziorze była wysoka fala, a woda miała zaledwie 5°C. Tomasz Krajnik, naczelnik Oddziału Operacyjnego Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu, przypomniał, że latem 2009 roku strażacy również prowadzili akcję ratunkową, holując jacht, i wówczas akcja zakończyła się powodzeniem.

Prokuratura Rejonowa w Słupcy wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci żeglarzy. Chce także sprawdzić, czy akcja ratunkowa została przeprowadzona prawidłowo. Skontrolowany zostanie również stan techniczny jachtu.

 

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości