Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Seszele. Zawinąć choć raz…

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • poniedziałek, 9 maja 2011

Archipelag Seszeli ma jedno małe lotnisko. Codziennie lądują na nim tylko trzy samoloty z turystami. Żeglarze kierują się do jedynej w okolicy mariny, w której zacumowanych jest zaledwie kilkadziesiąt jachtów. Witajcie w raju!

Przybyszów zaskakuje niebiański spokój i pocztówkowy koloryt Seszeli. Ludzie żyją własnym, niespiesznym rytmem. Nie gonią za pieniędzmi. Jeśli właściciel restauracji ma w kasie na tyle dużo gotówki, że wystarczy mu jej do końca miesiąca, zamyka lokal. Turyści i tak przyjadą. I tak będą wracać na seszelskie katamarany, by się położyć na siatce łączącej pływaki, schować przed światem i pomyśleć: „Byłoby cudownie, gdyby ta chwila mogła trwać wiecznie”.

Tak właśnie wygląda raj na ziemi. Nie wszyscy mogą tam trafić. Dla niektórych żeglarzy z Europy jest tam za daleko. Dla wielu – za drogo. Dla innych – zbyt gorąco. Jeśli szukacie nocnych zabaw, głośnych dyskotek, ekskluzywnych restauracji i gwarnych portów, Seszele nie są dla was. Ale jeśli marzycie o błogim wypoczynku, o plaży, którą przez cały dzień będziecie mieć tylko dla siebie, jeśli szukacie piasku jak mąka i roślin jak z palmiarni oraz zatok ze szmaragdową wodą, w których nie zacumuje żaden inny jacht – ruszajcie czym prędzej.

Kryjówka piratów

Seszele to 115 wysp wulkanicznych i koralowych. Leżą na Oceanie Indyjskim, na północny wschód od Madagaskaru, 4 stopnie na południe od równika, 1600 km na wschód od wybrzeży Afryki. W XVII w. wyspy były schronieniem dla piratów czyhających na statki płynące do Indii. W połowie XVIII wieku archipelag zaanektowała Francja, zarządzająca pobliskim Mauritiusem (nazwa wysp pochodzi od nazwiska Jeana Moreau de Séchelles, francuskiego ministra finansów na dworze Ludwika XV). Na Seszele przybywali wówczas francuscy osadnicy wraz z afrykańskimi niewolnikami. Na przełomie XVIII i XIX wieku archipelag przejęli Brytyjczycy. Wraz z nimi na wyspy zaczęli napływać imigranci z Indii i wschodniej Afryki. W końcu ludność z trzech kontynentów utworzyła kulturę Seszelczyków. W 1976 roku państwo uzyskało niepodległość w ramach brytyjskiej Wspólnoty Narodów.

Tylko 33 wyspy są zamieszkane. Największa z nich (Mahé) jest domem dla 80 proc. obywateli. Miasto Victoria to jedna z najmniejszych stolic na świecie. Językami urzędowymi są kreolski, francuski i angielski. Wyspy wulkaniczne, zbudowane z zasadowych skał, są większe i mają urozmaiconą wyżynną rzeźbę. Koralowe natomiast ledwie wystają ponad powierzchnię oceanu i są przeważnie bezludne.

Planujemy rejs

Na Seszele raczej nie wybierajmy się w szczycie polskiego sezonu (lipiec i sierpień). Wieją wówczas dość silne wiatry (do 30 węzłów) i żegluga może się okazać trudna. A przecież nie po to wyruszamy na koniec świata, by kręcić korbą od kabestanu zamoczoną w morzu. Niezbyt dobrymi okresami są koniec stycznia i luty, bo na wyspach jest wówczas pora deszczowa. Pozostała część roku to po prostu bajka. Temperatura powietrza od 28 do 33 stopni Celsjusza. Wilgotność – 80 proc. Nie ma afrykańskich upałów, ale słońce potrafi mocno przypiec. Konieczne są kremy z filtrem 50. Czapki z daszkiem i lekkie koszulki z długimi rękawami powinny zająć pół torby. Nawet w pochmurne dni warto mieć nakrycie głowy, bo słońce przedziera się przez chmury i podstępnie atakuje. Czasem żeglarze po kilku dniach spędzonych na Seszelach nawet oceaniczną kąpiel biorą w koszulach. Woda daje jedynie złudzenie ochrony przed słońcem. Ocean jest zaledwie o 5 stopni chłodniejszy od powietrza. Trzeba więc zanurkować głębiej, żeby się nieco schłodzić.

Na wyspy dolecimy bezpośrednio z Paryża liniami Air France za 5 lub 6 tys. zł (lot trwa 9 godzin). Można też wybrać trasę z przesiadką w Dubaju lub w Doha, a wówczas bilet w obie strony będzie kosztował około 3,5 tys. zł.

Na Seszelach działa kilka lokalnych firm czarterowych. Niektóre mają w ofercie zaledwie jeden jacht. Są też łodzie dużych, znanych przedsiębiorstw (Moorings, Sunsail). Przeważają katamarany (60 proc.), ale nie brakuje również jednokadłubowców. Ośmioosobowe katamarany o długości 12-13 metrów (roczniki 2007 i 2008) kosztują od 600 do 900 euro za dobę. Taniej (od 300 do 500 euro za dobę) można wynająć jacht jednokadłubowy o długości od 42 do 47 stóp.

Akwen jest dość spokojny. Często wieją słabe lub umiarkowane wiatry. Jednak z uwagi na kiepskie oznakowanie wód, obowiązuje zakaz żeglugi nocą. Mapy elektroniczne są w wyposażeniu większości jachtów, ale warto mieć dodatkowy GPS. Należy dokładnie czytać locje i konfrontować je z rzeczywistością. Trzeba też pamiętać, że jesteśmy na wyspach nie z tej ziemi, więc nie ma co się dziwić, że czasem GPS gubi zasięg.

Można rozważyć wynajęcie miejscowego skippera (150 euro na dobę plus wyżywienie) bądź zamówić cooka (135 euro na dobę), a nawet osobę, która codziennie o wschodzie słońca zadba o masaż, jogę i medytację członków załogi. Może dlatego dość często na Seszele wyruszają zakochani lub narzeczeni, którzy w tej rajskiej scenerii chcą sobie przyrzec wierność i miłość.

Trzeba się zaształować

Na wyspie Mahé działa jedyna seszelska marina (Eden Island). I nie ma ona nic wspólnego z ateńskim portem Alimos (Kalamaki) ani z dużymi przystaniami w Chorwacji. W porcie jest kilka pływających pomostów, choć pływy są niezbyt duże. Jest prąd i woda, bardzo dobre zaplecze sanitarne, dwie restauracje, ale nie ma żadnego sklepu. Po zakupy warto pojechać taksówką do Victorii – to zaledwie pięć minut drogi.

Marketów na trasie rejsu nie znajdziecie. Sklepy spożywcze są nieliczne i raczej drogie. Małe piwo kosztuje 9 zł. Nie ma też zbyt wielkiego wyboru towarów. Dlatego w żywność i w wodę warto się zaopatrzyć przed wypłynięciem z macierzystego portu. Poza przystanią w Mahé spotkacie jeszcze pojedyncze pirsy na Praslin i La Digue. Nie są to miejsca na dłuższy postój. Parkują tu wszystkie lokalne pływadła, by zatankować paliwo i nabrać wody. Pozostają nam kotwicowiska. Ale trzeba pamiętać, że ponad połowa wysp to tereny parków narodowych, w których zapłacimy za postój 15 euro. W niektórych zatokach przygotowano boje cumownicze mające zapobiec niszczeniu raf koralowych przez jachtowe kotwice.

W wielu restauracjach na wyspach nie ma menu. Kelner będzie polecał dania „z głowy”. Ale można mu zaufać. Otrzymacie risotto z papai, rybę z grilla, rybę w sosie kreolskim, krewetki, sałatkę z solonej ryby ze złotym jabłkiem, ostrą sałatkę z ośmiornicy i kilka innych cudów kuchni wyspiarskiej.

Osobliwości przyrody

Na plażach będą wam towarzyszyć wielkie żółwie. Nurkując w oceanie, zobaczycie dostojnie pływające ogończe, poruszające płetwami jak skrzydłami. W pobliżu raf żyją również kałamarnice, stada papugoryb, ryby rafowe wszelkiej maści, cienkie do granic możliwości fletnice i piękne koralowce w różnych kształtach. Będąc na wyspie Pralin, wyruszcie na krótką wycieczkę w głąb lądu, do Parku Valley de Mai. Bilet wstępu kosztuje 20 euro. Park jest ścisłym rezerwatem palmy kokosowej zwanej coco de mer. Jej nasiona, kokosy, są przeogromne, ważą nawet 25 kg, a ich osobliwość polega na tym, że są podobne do dorodnych kobiecych pośladków. Idąc w głąb wyspy, będziecie podziwiać palmy giganty, drzewa czerwone o osobliwej nazwie „krew smoka” i spore pająki. Na szczęście są one nieszkodliwe.

Podsumujmy. Seszele to cel podróży marzeń. Droga na te wyspy jest dość długa i kosztowna, ale warto ją pokonać. Trzeba dobrze planować zakupy, tylko na trzech głównych wyspach można się zaopatrzyć w żywność i wodę. Słońce równikowe pali do żywego, należy więc bardzo dobrze chronić skórę. Wszędzie można wymienić miejscową walutę albo płacić dolarami bądź euro. Płyńcie więc do raju.

Agata Pyziak

Tagi: .
Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości