Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Tydzień na Pętli Żuławskiej

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • piątek, 3 lutego 2012

Tydzień na Pętli Żuławskiej

Sześć rzek, dwa kanały, cztery piękne miasta – zapraszamy na pomorski szlak Pętli Żuławskiej.


Jeziora zamieniamy na rzeki i kanały, a łódkę żaglową na spacerową motorówkę. Czy taka odmiana zachęci nas do częstszego spędzania czasu na szlakach wodnych Pętli Żuławskiej?

Rodzinny rejs jachtem motorowym to dla naszej załogi nowe wyzwanie. Wszystkie szczegóły uzgadniam z armatorem telefonicznie i po kilku dniach ruszamy do Rybiny, gdzie jesteśmy umówieni na przejęcie jachtu. My, to znaczy mój ojciec, brat z rodziną i ja. W sumie sześć osób, w tym dwoje dzieci (trzyletni Hubert i ośmiomiesięczna Ola). Niezła ferajna!

Na przystani „U Mirka” na Wiśle Królewieckiej, gdzie bazują łódki Żeglugi Wiślanej, stawiamy się w południe. Formalności związane z przekazaniem jachtu odbywają się bardzo sprawnie i po południu możemy się rozpakować. Nasza łódka nosi imię „Anetka”. Ma kompletne wyposażenie hotelowe, ratunkowe i nawigacyjne, a jako wyposażenie dodatkowe dostajemy rowery, które mocowane są na dachu nad kokpitem.

Szkarpawą na Zalew Wiślany

Późnym popołudniem przechodzimy krótkie szkolenie z obsługi łódki, a na noc cumujemy przy pomoście na tyłach Domu Kultury w Rybinie. Pomost ten służy do oczekiwania na otwarcie mostu na Szkarpawie, ale z uwagi na bardzo mały ruch na tych wodach, można przy nim przenocować. Wieczorny grill przeciąga się do późnych godzin nocnych, ale mimo to nie spóźniamy się na pierwsze otwarcie mostu zwodzonego i o godz. 9.30 płyniemy już w stronę ujścia Szkarpawy i Nogatu do Zalewu Wiślanego.

Żegluga motorówką to zupełnie coś innego niż pływanie jachtem żaglowym. Przyzwyczajamy się do ciągłego warkotu silnika (Yamaha 25 KM), zawieszonego na pawęży łodzi. Silnik jest nowy i bardzo cichy, ale jednak to nie cisza, jaka panuje podczas pływania pod żaglami.

Od Rybiny aż do połączenia z Nogatem na szlaku nie ma przeszkód nawigacyjnych, jak mosty czy śluzy. Co prawda, mijamy w kilku miejscach przewody wysokiego napięcia, ale są one rozpięte na tyle wysoko, że małe i średnie jachty żaglowe przepływają pod nimi bez problemów. Z kolei duże łodzie bardzo rzadko ruszają na Zalew Wiślany i w górę Nogatu.

Niedaleko Rybiny mijamy ujście Tugi, którą można dotrzeć do Nowego Dworu Gdańskiego, ale spieszymy się, bo mamy napięty harmonogram. Szybko więc docieramy do Osłonki, gdzie mijamy najpierw niedokończoną przystań jachtową, potem przepompownię i zza zakrętu wyłania się bezmiar wód Zalewu Wiślanego. To tu Szkarpawa łączy się z Nogatem i razem uchodzą do zalewu, zwanego niegdyś Zatoką Fryską.

Zwrot na południe, czyli przez Nogat do Elbląga

Nie możemy sobie odmówić minięcia kilku bramek pław morskich, które kierują na otwarte wody Zalewu Wiślanego. Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć wracamy i wpływamy w Nogat. Ruszamy na południowy wschód, w stronę Elbląga, płynąc pod słabiutki prąd rzeki. Spokojna żegluga Szkarpawą i Nogatem rozleniwia, ale nie usypia naszej czujności, dzięki czemu jesteśmy przygotowani na niespodziankę w postaci uniesionej liny przeprawy promowej w Kępinach. Jeden krótki sygnał dźwiękowy to znak dla obsługi, że chcemy przepłynąć i już po chwili lina zanurza się pod powierzchnią wody. Ruszamy dalej.

Dopływamy do miejscowości Bielnik, gdzie szlak rozdziela się. Skręcamy w lewo, mijamy most, wrota przeciwpowodziowe, wpływamy w Kanał Jagielloński, a następnie docieramy do rzeki Elbląg (zwanej również Elblążką). Szybko i bez przeszkód wpływamy do miasta. Elbląg wita nas przemysłowymi widokami, które przechodzą w krajobraz portowy. Po chwili zawijamy do Harcerskiego Ośrodka Wodnego „Bryza”. Będzie on naszą bazą wypadową do zwiedzania tego starego, hanzeatyckiego miasta (rok założenia: 1237). Postój „Anetki” kosztuje 20 zł za dobę. W cenie mamy toalety, wodę i prąd (prysznice akurat były remontowane).

Po zameldowaniu się u obsługi portu i podładowaniu aparatów fotograficznych ruszamy do miasta. Tramwajem linii nr 3 docieramy na starówkę, która oczarowuje naszą załogę. Podziwiamy katedrę św. Mikołaja i Bramę Targową. Idziemy nad Elblążkę, skąd wyruszają statki wycieczkowe na szlak Kanału Elbląskiego. W sercu miasta oglądamy budowę dwóch nowych zwodzonych kładek dla pieszych. Spacerujemy pośród odrestaurowanych kamieniczek i wpadamy na obiad do jednej z lokalnych restauracji. Na łódkę wracamy wieczorem.

Na kursie Malbork

Następny dzień wita nas śliczną słoneczną pogodą, dlatego szybko uzupełniamy wodę w zbiorniku i ruszamy dalej. Na Nogat wracamy tą samą trasą, a więc Elblążką i Kanałem Jagiellońskim. Po dotarciu do wrót przeciwpowodziowych w Bielniku kierujemy się w lewo i już po chwili przechodzimy pod bardzo niskim mostem w Kępkach. Co prawda stan wody jest na tyle mały, że nie mamy problemu z przejściem, ale według Jacka, który przekazywał nam łódkę, przy wysokim stanie Nogatu trzeba zdjąć rowery z bagażnika, by ich nie uszkodzić o dolną krawędź mostu.

Spokojna żegluga Nogatem, który w tym miejscu wije się między polami i łąkami, staje się powoli monotonna i mimo urozmaicenia w postaci kąpieli zaczynamy się nudzić. I właśnie w tym momencie pojawia się pierwsza śluza – Michałowo. To pierwsza taka budowla od strony Zalewu Wiślanego. W locji znajdującej się na wyposażeniu jachtu czytamy, że należy dzwonić do obsługi śluz i mostów, w związku z tym dzwonimy i faktycznie po chwili wrota się otwierają i możemy wpływać.

W przeciwieństwie do mostów zwodzonych śluzowanie jest płatne (6,46 zł za jacht). To okazja do zejścia z łódki i zrobienia kilku pamiątkowych zdjęć. Śluza Michałowo podnosi nas około 2,5 metra. Po chwili wrota górne otwierają się i wypływamy na szerokie rozlewisko Nogatu. Mijamy kilka zakrętów i dopływamy do kolejnej śluzy – Rakowiec. Sytuacja się powtarza: telefon do obsługi, opłata, około 2,3 metra w górę i już jesteśmy po drugiej stronie.

Tym sposobem do Malborka docieramy wczesnym popołudniem. Co prawda pod murami zamku jest krótkie nabrzeże, przy którym można przycumować, my jednak wybieramy postój przy barce restauracji „Flisak” (tuż przy pieszej kładce). Mamy stąd piękny widok na twierdzę. Po uporządkowaniu łódki ruszamy na zwiedzanie siedziby szesnastu kolejnych wielkich mistrzów krzyżackich. Ten świetnie zachowany zespół architektury gotyckiej jest jednym z największych obiektów tego typu na świecie. Składa się z trzech części: Zamku Wysokiego, Zamku Średniego i Przedzamcza, a budowę rozpoczęto w 1278 r.

Zwiedzanie tego niesamowitego obiektu zajmuje nam dobre cztery godziny i do łódki wracamy tak zmęczeni, że nikt już nie ma ochoty na spacer po mieście. Późnym popołudniem jemy obiad u naszych gospodarzy, czyli w restauracji „Flisak”, a wieczór upływa nam na rozmowach w kokpicie jachtu.

Wisłą do Tczewa

Następnego dnia rano kontynuujemy podróż Nogatem w stronę Wisły. Przechodzimy śluzę Szonowo i docieramy do Białej Góry. Widok tej śluzy robi spore wrażenie, zwłaszcza z mostu obrotowego znajdującego się nad wyjściem. Jeszcze przed wpłynięciem do śluzy zwracamy uwagę na ładną budowlę z czerwonej cegły znajdującą się po lewej stronie. Jest to tzw. Wielki Upust, czyli ujście Starego Nogatu (dolny bieg rzeki Liwy) do Nogatu (nie sprawdziliśmy tego, ale podobno Stary Nogat jest żeglowny aż do Kwidzyna). Telefonujemy do obsługi i już po chwili wrota stają przed nami otworem, a po kilku kolejnych chwilach jesteśmy na Wiśle.

Wisła robi na nas spore wrażenie. Rozlewa się w tym miejscu na szerokość 500 – 600 metrów. Ma silny nurt, sporo wirów, przemiałów i przykos. Trzeba przyznać, że wzbudza respekt. Ale jest także piękną rzeką, o białych, piaszczystych łachach, ślicznych dzikich miejscach cumowniczych i podobnie jak Nogat, jest niemal zupełnie pusta. W drodze do śluzy w Przegalinie (w dzielnicy Gdańska Wyspa Sobieszewska) nie spotkaliśmy żadnego jachtu, motorówki, nawet kajaka.

Wychodzimy na szerokie wody Wisły. Na tym odcinku ciekawie oznakowany jest szlak żeglugowy – wyznaczają go tyczki ustawione na brzegach, a nie jak przyzwyczaił nas Nogat, a wcześniej Szkarpawa, boje szlakowe. Nie sprawia nam to żadnych problemów, choć w przypadku gorszej widoczności może przydać się lornetka, by wśród drzew i krzaków porastających brzegi dostrzec tyczki.

Dopływamy do Tczewa. Przy pomoście nowej tczewskiej przystani cumujemy wczesnym popołudniem. Ta marina to duma miasta. Oddano ją do użytku w 2008 r. Na razie nie ma tu zbyt wielu gości, ale mimo to port utrzymywany jest we wzorowym stanie i gotowości do przyjmowania jachtów. Jest to jedna z niewielu przystani na szlaku Wisły.

Klarujemy łódkę, płacimy za postój przy pomoście pływającym (10 zł za jacht plus 5 zł za prysznic) i idziemy zwiedzać miasto. Tczew sprawia bardzo dobre wrażenie. Piękna architektura nie przeplata się tu raczej z nowym budownictwem, a te z kamieniczek, które zostały odrestaurowane, wyglądają przepięknie. Niestety, sporo jeszcze zostało władzom Tczewa do zrobienia, ponieważ zdecydowana większość zabytkowej części miasta straszy odpadającymi tynkami i powybijanymi szybami. Warte obejrzenia są dwa zabytkowe mosty prowadzące przez Wisłę: drogowy, oddany do użytku w 1857 r. oraz kolejowy, którym pierwsze pociągi pojechały w 1890 r.

Martwą Wisłą do Gdańska

Następnego dnia wstajemy przed godz. 8.00, ponieważ przed nami najdłuższy odcinek rejsu. Szybko mijamy zabytkowe tczewskie mosty i ruszamy na północ, w stronę morza. Im bliżej ujścia, tym prąd słabszy. Przy wejściu do awanportu śluzy w Przegalinie już właściwie go nie ma, a rzeka jest głęboka na całej swej szerokości. Skręcamy w lewo, ale z Wisłą się jeszcze nie żegnamy, wszak teraz będziemy pływać jej różnymi odnogami.

Przy śluzie cumujemy do pomostu i wysadzamy „desant”, którego zadaniem jest znalezienie obsługi. Po chwili jesteśmy już w komorze (opłata bez zmian – 6,46 zł). Po opuszczeniu śluzy wypływamy na Martwą Wisłę. Po lewej stronie mijamy port stoczni Galeon i kluby żeglarskie. Docieramy do mostu pontonowego w Sobieszewie. Po godzinie oczekiwania most zostaje rozsunięty i ruszamy w stronę Gdańska. Jeszcze tylko krótkie oczekiwanie na zakończenie prac podwodnych między mostami wantowym i kolejowym, mijamy Polski Hak, skręcamy na Motławę i ruszamy w stronę Starego Miasta i Mariny Gdańsk. To właśnie w tym miejscu jachty z morza spotykają się z jednostkami spływającymi Wisłą z Bydgoszczy, Warszawy, Mazur, a nawet z Krakowa. W związku z tym w porcie stoją zarówno małe łódki śródlądowe, jak i takie legendy polskiego żeglarstwa morskiego, jak „Gedania”, „Joseph Conrad” czy „Polonez”.

Cumujemy w wygodnej, świetnie wyposażonej marinie w sercu Starego Miasta. Biuro i toalety znajdują się w niedawno oddanym do użytku budynku przy ul. Szafarnia. Cena za „Anetkę”: 48 zł + 20 zł kaucji za kartę magnetyczną umożliwiającą wstęp na pomosty i do toalet. Dodatkowo wykupujemy żetony prysznicowe za 5 zł. Opłata portowa pozwala na korzystanie z prądu i wody.

Po uporządkowaniu jachtu ruszamy na podbój Gdańska. O tym mieście można by napisać niejedną książkę, dlatego przypomnę tylko plan minimum dla zwiedzających: żuraw, bazylika mariacka, Dwór Artusa, fontanna Neptuna, Brama Zielona i Centralne Muzeum Morskie. Jeśli na pokładzie są dzieci, polecamy nową fontannę przy bazylice, która zafascynowała naszego trzylatka.

Kuliński, Szwedowski i „Szkarpawianka”

Następny dzień wita nas ponownie bezchmurnym niebem, więc opuszczamy Marinę Gdańsk tuż po godz. 9.00. Na wodnej stacji benzynowej uzupełniamy braki w zbiornikach i wpływamy w Kanał Kaszubski. Oglądamy z wody statki handlowe i wielkie dźwigi portowe, które robią na dorosłych członkach załogi nie mniejsze wrażenie niż na dzieciach. Do mostu w Sobieszewie docieramy tą samą drogą, którą płynęliśmy wczoraj. Przed mostem rzucamy kotwicę, ponieważ do otwarcia pozostaje jeszcze pół godziny. Ale z przeciwka nadpływa niespodziewanie statek wycieczkowy. W związku z tym most zostaje otwarty, więc się przeprawiamy. Bez przeszkód docieramy do śluzy w Przegalinie. Szybka przeprawa i wpływamy na Wisłę, skąd po kilkudziesięciu minutach skręcamy do śluzy Gdańska Głowa.

Jesteśmy z powrotem na Szkarpawie. Przed nami ostatnia przeszkoda – most zwodzony w Drewnicy. Jest piątek, jacht mamy zdać w sobotę o godz. 13.00, więc postanawiamy przenocować za mostem, gdzieś między Drewnicą i Rybiną. I tu bezcenny okazuje się przewodnik „Zalew Wiślany” Jerzego Kulińskiego, w którym jakimś cudem zaplątał się opis prywatnej przystani w Żuławkach. Ta mała miejscowość położona jest tuż za mostem zwodzonym, na którego otwarcie oczekujemy przy pomoście pływającym. O godz. 12.00 most jest już otwarty, więc ruszamy. Jakieś 500 metrów za mostem, na prawym brzegu Szkarpawy, odnajdujemy przystań. Na nabrzeżu wita nas sam gospodarz, Janusz Szwedowski. Opowiada o budowie przystani, o szlaku Pętli Żuławskiej, a także o żegludze po holenderskich drogach śródlądowych. Zostajemy na noc, a że zbliża się pora obiadowa, ruszamy spacerem do poleconej przez gospodarza przystani restauracji „Szkarpawianka”. My również ją polecamy – pierogi są świetne!

Koniec pętli „U Mirka”

W Drewnicy robimy zakupy i wracamy na jacht. Wieczorem pożegnalny grill, a rano pamiątkowe zdjęcia załogi na „Anetce”. Ruszamy do Rybiny oddać jacht. Po kilku godzinach spokojnej żeglugi docieramy do przystani „U Mirka”, gdzie rozpoczęliśmy rejs. Odbiór jachtu przebiega szybciej niż przekazanie. Rozliczamy się za benzynę, zużyty gaz i sprzątanie, odzyskujemy kaucję i już po piętnastu minutach siedzimy w samochodach.

Rejs trwał 6 dni. Przepłynęliśmy około 200 km po sześciu rzekach i dwóch kanałach Żuław Wiślanych. Zwiedziliśmy Elbląg, Malbork, Tczew oraz Gdańsk. Poznaliśmy wspaniałe drogi wodne, po których do tej pory nie dane nam było żeglować. Do domów wróciliśmy opaleni, wypoczęci i zadowoleni. Wierzymy, że jeszcze wrócimy na Pętlę Żuławską.

Wojtek Matz

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości