Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Wydarzenia roku 2011

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • czwartek, 29 grudnia 2011

„Gutek” drugi w regatach Velux 5 Oceans

Jak zostać jedną z najważniejszych postaci polskiego żeglarstwa? Trzeba opłynąć świat w regatach samotników. Tylko tyle i aż tyle. Zbigniew Gutkowski zajął drugie miejsce w Velux 5 Oceans (startowało pięciu żeglarzy, do mety dotarło czterech) i tym samym został 183. człowiekiem, który samotnie opłynął kulę ziemską. Na mecie w La Rochelle przyjął gratulacje od legendy oceanów Sir Robina Knox-Johnstona, który przed 41 laty jako pierwszy samotnie opłynął świat.

Rejs Zbyszka był dość dramatyczny. „Gutek” rozciął głowę o wiatrak generatora prądu. Miał kłopoty z jachtem. Musiał zawinąć do portu, by usunąć awarię sztagu. Miał też poważną kontuzję – złamane żebro. W rozmowie z magazynem „Wiatr” Eliza Gutkowska, żona Zbyszka, powiedziała: „Czuwała nad nim opatrzność. Nie mam co do tego wątpliwości. Zadzwonił, gdy zmyła go fala i rzuciła do kokpitu na antypoślizgowe listwy. Mówił, że ma problemy z oddychaniem i kasłaniem. Zapytałam, czy ból jest trudny do wytrzymania. Powiedział, że nie. Zrozumiałam wtedy, że ma jedynie pęknięte żebro. Później ból stopniowo malał. Ale kiedy urwał się sztag, poszedł zbierać żagle. I wtedy tak mocno nadwyrężył chore żebro, że pękło. Całe szczęście, że awaria na jachcie była na tyle poważna, że mąż zdecydował się zawinąć do portu. Bo gdyby mógł żeglować dalej, z pewnością płynąłby z tym żebrem na metę w Charleston. Groziłyby mu bardzo poważne powikłania. A gdyby żebro przebiło płuco, miałby przed sobą około pięciu minut życia. Nikt by mu wtedy nie pomógł.”

Teraz „Gutek” marzy o starcie w regatach Vendée Globe. To wyścig samotników dookoła świata bez zawijania do portów. Start zaplanowano na 11 października 2012 r.

Olek Doba przepłynął Atlantyk kajakiem

W Policach, gdzie pracował i mieszka z rodziną, powinien mieć pomnik (albo choćby popiersie), ulicę swego imienia, skwer, nabrzeże, może nawet otrzymać stanowisko doradcy prezydenta. A najlepiej zasiąść w prezydenckim fotelu. Bo nikt w tym roku nie zrobił dla promocji Polic więcej niż 65-letni emeryt Olek Doba, który przewiosłował Atlantyk. Płynął 98 dni, 23 godziny i 42 minuty. Pokonał 5394 mile. Płynął ze średnią prędkością 2,26 km/h. Pokonywał średnio 54 km na dobę (rekord dobowy to 126,5 km). Olek jest pierwszym Polakiem i trzecim kajakarzem na świecie, który przepłynął samotnie Ocean Atlantycki.

Przepłynął z Dakaru w Afryce do Acaraú w Brazylii. Pokonał przeciwne prądy, silne wiatry i fale. Czasem zamiast przesuwać się na zachód, był spychany przez wiatr w przeciwnym kierunku. Linia jego rejsu przypomina serpentynę zawieszoną na choince, bowiem wielokrotnie musiał zataczać koła. Doskwierał mu upał, dlatego przez wiele dni wiosłował głównie nocą.

Olek płynął kajakiem zbudowanym w stoczni Andrzeja Armińskiego. Projekt musiał spełniać wymogi żeglugi oceanicznej i zachowywać kajakowy charakter. Umieszczono na nim niewielką kajutę, gdzie Olek nocował i przechowywał zapasy. Zamontowano panel słoneczny zasilający odsalarkę i oświetlenie. Nawigacja była prowadzona dzięki systemowi GPS i kompasom. Kontakt z lądem zapewniał lokalizator satelitarny. Zamontowano również telefon satelitarny i radiopławę EPIRB. Kajak Olka ma 7 metrów długości i metr szerokości.

Aleksander Doba ukończył Politechnikę Poznańską. Pracował w Zakładach Chemicznych Police. Ma żonę Gabrielę i dwóch synów – Bartłomieja oraz Czesława. A także wnuczkę Olę.

Janek Lisewski przepłynął Bałtyk na kitesurfingu

Fot. Julia Lisewska

Wstał w nocy. Na plaży w Świnoujściu był o piątej rano. Założył pampersa i suchy skafander, nadmuchał latawiec, wskoczył na deskę i pożeglował do Szwecji. Janek Lisewski, 42-letni instruktor kitesurfingu z Gdańska, przepłynął 207 km i dobił do brzegu w pobliżu Ystad. Na miejscu zbiegli się turyści, miejscowi sklepikarze i restauratorzy, przyjechał nawet dziennikarz lokalnej gazety. Gdy zamieszanie trochę ucichło, Janek zwinął latawiec i promem wrócił do Polski. Teraz chce przepłynąć Adriatyk lub Morze Śródziemne, a zimą Morze Czerwone.

Dotychczas śmiałkowie pokonywali na kitesurfingu zatoki i wody przybrzeżne. Były też rejsy z Maroka do Hiszpanii i z Irlandii do Anglii. Ale wszystkie te próby podejmowano w towarzystwie łodzi ratunkowych. Louis Tapper z Nowej Zelandii płynął przez miesiąc wzdłuż brzegów Brazylii, pokonując od 30 km do 40 km dziennie. Podróżował samotnie, ale kiedy był zmęczony, schodził na ląd i biwakował. Polak pierwszy wybrał się w podróż na otwarte morze i bez łodzi asekuracyjnej. – Do tej pory zawodnicy podczas przelotów słuchali muzyki z mp3, robili przerwy, wchodzili na motorówki, by zjeść obiad i pójść do toalety niemal jak w domu. Ja miałem pampersa. Piłem wodę z glukozą i wyciskałem energetyczne przekąski z tubek, których na co dzień używają kolarze. No i modliłem się, by sprzęt wytrzymał. Chwila dekoncentracji lub słabości mogła oznaczać koniec przygody – opowiada Janek Lisewski.

W 502 dni dookoła Ameryki Północnej i Południowej

Jacht „Solanus” wyruszył z Polski w maju 2010 r. Powrócił na początku października 2011 r. W etapowym rejsie, który trwał aż 502 dni, bydgoscy żeglarze „Solanusa” pokonali przejście północno-zachodnie, opłynęli obie Ameryki, minęli Horn i przez Atlantyk wrócili do Polski. W Narodowym Centrum Żeglarstwa w Gdańsku na załogę czekało ponad 200 osób. Niezwykły rejs, nazwany „Morskim szlakiem Polonii 2010-2011”, miał na celu spotkania z Polakami zamieszkującymi odwiedzane w trakcie wyprawy regiony.

Karol Jabłoński mistrzem Europy

Wielu uważało, że to nie ma prawa się wydarzyć. A jednak stało się. Karol wrócił do bojerów po siedmioletniej przerwie. Na mistrzostwach Europy klasy DN w Estonii startował z najgorszego miejsca w trzeciej grupie kwalifikacyjnej. Mimo to zdołał się przebić do czołówki i zdobył złoty medal. Tak wracają tylko wielcy żeglarze.

Przed regatami Karol długo szukał optymalnego ustawienia swojego ślizgu. Zmieniał żagiel, płozy, płozownicę, jako ostatni schodził z lodu. Ta determinacja poparta wiedzą i doświadczeniem pozwoliła odnieść cenny sukces.

Na naszych łamach Karol Jabłoński powiedział: „Za mną Puchar Ameryki i dziesiątki regat na dużych jachtach. Na wodzie zdobyłem spore doświadczenie i nie straciłem sprawności w dłoniach. Wciąż czuję wiatr. A latania na bojerach się nie zapomina, podobnie jak jazdy na łyżwach.

Stary ślizg sprzedałem, więc musiałem zestaw zmontować od nowa. Kadłub przyjechał z Niemiec. Płozownica ze Szwecji. Maszt ze Stanów Zjednoczonych. Żagle uszyto według mojego projektu. Do tego sporo kompletów płóz od różnych dostawców. Miałem też trochę starych płóz, które przez kilka lat leżały w garażu i nabierały mocy. Przed mistrzostwami Europy pojawiły się kłopoty z masztem – był za miękki. Tydzień przed regatami zamieniłem się masztami z Jerzym Taberem z Warszawy. To była dobra decyzja dla nas obu.

Wierzyłem, że stać mnie na sukces. Byłem bardzo dobrze nastawiony psychicznie do tej imprezy. A w trakcie decydujących wyścigów sprzyjały mi warunki. Lubię gładki lód i silny wiatr. Prędkość jest moim sprzymierzeńcem. Podczas tych regat nie byłem najszybszym sternikiem, ale byłem wystarczająco szybki, by zdobyć złoto.”

Michał Burczyński wicemistrzem świata

Michał Burczyński wywalczył srebro podczas mistrzostw świata w bojerowej klasie DN. Łukasz Zakrzewski zdobył brązowy medal. Regaty rozegrane w USA (Illinois) wygrał jeden z głównych kandydatów do złota – Amerykanin Ron Sherry. Trzech następnych Polaków zajęło pozycje w pierwszej ósemce regat.

Na mistrzostwach rozegranych rok wcześniej Michał Burczyński miał złoto. Drugi był wówczas Adam Baranowski, a trzeci Łukasz Zakrzewski. Amerykanin Ron Sherry złamał wtedy maszt w trzecim wyścigu zawodów.

Jonasz Stelmaszyk wicemistrzem Europy

Niepokorny młodzieniec. Nie waży słów, nim je wypowie. Potrafi mieć własne zdanie i iść pod prąd. Ale właśnie tacy ludzie odnoszą w sporcie sukcesy. Jonasz Stelmaszyk wywalczył srebrny medal żeglarskich mistrzostw Europy w olimpijskiej klasie Laser (zwyciężył Chorwat Tonci Stipanović). Jonasz jest trzecim Polakiem (po Macieju Grabowskim i Karolu Porożyńskim), który zdobył medal na regatach tej rangi.

Na łamach „Wiatru” Jonasz napisał: „Dla wielu osób mój medal był zaskoczeniem, bo dotychczas nie miałem tak spektakularnych sukcesów. Ścigam się na olimpijskim laserze od 2003 r. Miałem wzloty i upadki. Myślę, że jako junior spisywałem się całkiem dobrze. Zdobyłem medal mistrzostw świata i miałem niezłe wyniki na regatach pucharu świata (jak na młokosa). W kraju w mojej kategorii wiekowej nie dominowałem. Musiałem rywalizować z zawodnikami mającymi o wiele lepsze warunki fizyczne, co nie było prostym zadaniem. Ale uporu i zawziętości mi nie brakowało. Na mistrzostwach Europy popłynąłem tak, jak nieraz mi się śniło.”

Marcin Rudawski mistrzem świata

Marcin Rudawski został po raz trzeci mistrzem świata w klasie Laser Radial. Wcześniej ta sztuka nikomu się nie udała. Regaty z udziałem ponad 300 zawodników rozegrano u wybrzeży La Rochelle we Francji. Zachęcony sukcesem Marcin postanowił ponownie spróbować sił na olimpijskim laserze standardzie. Podczas mistrzostw kraju w tej konkurencji zajął piąte miejsce.

Kusznierewicz i Życki wicemistrzami Europy

Polska załoga klasy Star wywalczyła w Irlandii srebrne medale mistrzostw Europy. Po regatach Mateusz Kusznierewicz napisał między innymi: „To nasz olbrzymi sukces. Jeszcze tydzień przed regatami zastanawialiśmy się, czy w ogóle wystartować w tych mistrzostwach. Poleciałem do Irlandii z wysoką gorączką, bardzo osłabiony. Leki, które przyjąłem z zalecenia doktora Witolda Dudzińskiego, postawiły mnie na nogi, ale siły wracały powoli. Moje mięśnie były jak z waty. Zwykle mam siłę balastować i ciągnąć szoty przez cały dzień, a teraz starczało mi energii zaledwie na kwadrans. To, że udało nam się zdobyć ten medal, to cud.

Rozegrano osiem wyścigów. Dwa z nich wygraliśmy, raz byliśmy na miejscach drugim i trzecim, dwa razy na piątym. Dwa wyścigi, które nam nie wyszły, to ósme i dziewiąte miejsca. Znów żeglowaliśmy najrówniej ze wszystkich. Byliśmy jedyną załogą, która nie wypadła poza pierwszą dziesiątkę. Nie wystarczyło to jednak, by zwyciężyć. Rewelacyjnie żeglujący Włosi zasłużenie wygrali te regaty.”

Klasa Star wyrzucona z programu igrzysk

Nie mieli skrupułów. Wyrzucili klasę Star z programu igrzysk w stulecie tej niezwykle zasłużonej łódki (jeśli wyrzucą jeszcze deskę z żaglem i wprowadzą do regat olimpijskich kitesurfing, to w jakich konkurencjach nasi będą mieć szanse na medale?).

W 2016 r. w Rio de Janeiro nie będzie już jachtów balastowych. Taką decyzję podjęła w maju rada Międzynarodowej Federacji Żeglarskiej (International Sailing Federation – ISAF). Klasa Star, jedna z najbardziej prestiżowych, była w programie igrzysk od 1932 r. Do dziś tylko raz (w 1976 r. w Montrealu) żeglarze nie rywalizowali o medale olimpijskie w tej konkurencji.

Cztery złote medale dla deskarzy

Polska to Hawaje północy. Nasi deskarze należą do najlepszych na świecie. Zofia Noteci-Klepacka i Piotr Myszka, zawodnicy Kredyt Bank Polish Sailing Team, zdobyli złote medale w klasie RS:X podczas mistrzostw Europy w Burgas (Bułgaria). Doskonale żeglowali także juniorzy. Paweł Tarnowski z Sopotu i Kamila Smektała z Warszawy również wywalczyli złote medale. W sumie polska ekipa (seniorzy i juniorzy) liczyła 36 zawodników oraz ośmiu trenerów. Regaty były wielkim sukcesem polskiego windsurfingu olimpijskiego.

Kilka tygodni wcześniej Zofia Noteci-Klepacka zdobyła złoty medal podczas regat przedolimpijskich w Weymouth. W rozmowie z magazynem „Wiatr” powiedziała: „Przygotowuję się do igrzysk i jednocześnie wychowuję syna. Dlatego zamiast podróżować po Europie tam i z powrotem, ciągnąć z sobą dziecko i męża, postanowiliśmy się przenieść na dłużej do Anglii. W sąsiedztwie olimpijskiego akwenu Polski Związek Żeglarski wynajął apartamenty. W jednym z nich spędziłam z rodziną 10 tygodni. Pływałam z naszą kadrą podczas zgrupowań, a kiedy team RS:X wracał do kraju, zostawałam na miejscu i nadal żeglowałam. Trenowałam z zawodniczkami z Hongkongu, Meksyku i Hiszpanii. Doskonale poznałam akwen. Zresztą bardzo go lubię. W Weymouth wiatr kręci prawie tak samo jak na moim Zalewie Zegrzyńskim. Jest chłodno jak nad polskim Bałtykiem we wrześniu. Dlatego czuję się tam niemal jak w domu. Zawodniczki z ciepłych krajów trzęsą się z zimna, dlatego mogę zażartować, że im gorsza pogoda w Weymouth, tym lepiej dla nas”.

Nowe mariny w Sopocie i Giżycku

Wreszcie są – dwie nowe ważne mariny. Sopocka wprowadza modny kurort do świata żeglarstwa. Teraz załogi pływające po Zatoce Gdańskiej mają nową atrakcję. A spacerowicze na molo, przytulając się na ławkach i jedząc lody, mogą zobaczyć między innymi jachty Zbyszka Gutkowskiego, Romana Paszke i Przemysława Tarnackiego. Port oferuje 103 miejsca do cumowania, w tym 40 dla jachtów o długości od 10 do 14 metrów oraz 63 dla łodzi o długości do 10 metrów.

Na Ekomarinę, leżącą na północnym brzegu Niegocina, Giżycko czekało wiele lat. Atrakcyjna lokalizacja niemal w samym centrum miasta, stawia ten port w pierwszej lidze mazurskich przystani. Powstało 138 stanowisk dla jachtów. Przygotowano także sześć miejsc dla dużych łodzi pasażerskich. Ekomarina sąsiaduje z portem Żeglugi Mazurskiej, plażą, z terenami wykorzystywanymi na letnie imprezy oraz z dworcami PKP i PKS znajdującymi się po drugiej stronie torów kolejowych. W sąsiedztwie Ekomariny wyrosła kładka przerzucona nad torami i trakcją elektryczną. Łączy centrum Giżycka z brzegiem jeziora. Ten most dla pieszych ułatwia żeglarzom dostęp do handlowej części miasta.

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości