Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Załoga „Polonusa” dotarła na Antarktydę. Wkrótce oględziny jachtu

Sebastian Sobaczyński: „Polonus” stoi. Maszty też. Mamy nadzieję, że nie nastąpi dalsze załamanie pogody i uda się skończyć rozładunek.

  • www.jacht-polonus.pl / Magazyn Wiatr
  • sobota, 31 października 2015

P1034276 (Small)Statek „Polar Pioneer” już częściowo rozładowany. Około południa pak lodowy, który utworzył się przy stacji polarnej, uniemożliwił dalsze rozpakowywanie statku. Część osób pozostała na stacji, reszta – w tym także nasza załoga – popłynęła zrobić rozładunek na Lions Rump. Udało nam się po około czterech godzinach. Przy okazji mogliśmy przetestować nasze suche kombinezony w ciężkich warunkach. Po rozładunku wiatr znacznie przybrał na sile, widoczność mocno ograniczał padający dość mocno śnieg.

Łodzie RIB miały problemy, by odpłynąć z zatoki. Po pas w wodzie pomagaliśmy, jak mogliśmy. Następnie wróciliśmy, by kontynuować rozładunek statku na Arctowskim. Jednak silny wiatr spowodował, iż następne kilka godzin będziemy kręcić się po zatoce – nie ma warunków do bezpiecznego rzucenia kotwicy i dalszego transferu rzeczy i ludzi pomiędzy statkiem a stacją Arctowskiego.

„Polonus” stoi. Maszty też. Mieliśmy plan przedostania się na niego na piechotę (sprzęt jeszcze nie jest w stanie dojechać), ale przeszkodził brak czasu oraz masa pracy podczas rozładunku. Teraz czas na drzemkę, wszak nie wiemy kiedy znów będziemy się zmagać z mroźnym powietrzem na zewnątrz. Może uda się pospać do rana, a może będą to tylko dwie godziny…

Jak tylko dotrzemy na jacht, zdamy relację, co u „Poldka”. Na razie musimy czekać na wiadomości. Mamy nadzieję, że nie nastąpi dalsze załamanie pogody i uda się skończyć rozładunek.

Dobrej nocy
Seba, www.jacht-polonus.pl

***

Wyruszyli ratować „Polonusa”

Pięciu polskich żeglarzy wyruszyło na Antarktydę, by ocalić jacht „Polonus”, który po wypadku w grudniu ubiegłego roku spoczywa na brzegu Wyspy Króla Jerzego, w pobliżu stacji polarnej PAN im. Henryka Arctowskiego. Projektem dowodzi Sebastian Sobaczyński, nowy armator „Polonusa”.

Rosyjski statek „Polar Pionner”, wynajęty przez Polską Akademię Nauk, opuścił pod koniec września Bałtyk i obrał kurs na Amerykę Południową. Na pokładzie podróżuje nowa załoga stacji polarnej, której zadaniem jest dostawa sprzętu i żywności na półroczne utrzymanie bazy. „Polar Pionner” zabrał także ekwipunek, który załoga „Polonusa” kompletowała przez kilka ostatnich tygodni. Sprzęt zostanie wykorzystany do naprawy jednostki w trudnych antarktycznych warunkach. Zapakowano między innymi stal, żywice, farby, kleje, taśmy, oleje, filtry, akumulatory, sprzęt spawalniczy, hydrauliczne podnośniki, kable, nowe elementy do naprawy elektroniki, agregat prądotwórczy, narzędzia, żywność i wodę…

– Od 10 sierpnia przemierzyłem po kraju 6600 km, by przygotować zakupy i dopiąć organizację wyprawy – mówi Sebastian Sobaczyński. – Odwiedziłem Gdynię, Szczecin, Poznań, Gdańsk, Ciechocinek, Kraków, Zabrze, Łódź i wiele innych miejsc. Wszędzie spotykałem życzliwych ludzi, którzy w miarę możliwości gotowi byli pomóc w ratowaniu zasłużonego jachtu. Pod koniec września na pokład statku „Polar Pionner” zaokrętowała się Basia Bielenkiewicz. Pozostałe cztery osoby wyleciały miesiąc później – dołączą do polarników w porcie Mar del Plata we wschodniej Argentynie, w prowincji Buenos Aires – relacjonuje armator jednostki.

Po dotarciu na Wyspę Króla Jerzego załoga „Polonusa” pomoże naukowcom przetransportować ekwipunek do stacji polarnej, a następnie dokona oględzin jachtu i rozpocznie prace remontowe. – Przewiduję, że remont potrwa około 30 dni – mówi Sebastian. – Jeśli warunki pogodowe będą na początku zbyt trudne, najpierw rozpoczniemy prace wewnątrz jachtu, a następnie zabierzemy się do spawania stalowego kadłuba. Po zwodowaniu jednostki czeka nas rejs do Ushuaia w południowej Argentynie. Ta przeprawa powinna zająć 7, 8 dni, ale biorę też pod uwagę dłuższą żeglugę, gdyby się nam nie udało naprawić silnika.

Rok temu „Polonus” rozpoczął wyprawę w angielskim Plymouth – w stulecie słynnej ekspedycji polarnej sir Ernesta Shackletona. Po wizycie w stacji PAN załoga miała popłynąć na Georgię Południową, by w osadzie Grytviken, w rocznicę śmierci Shackletona, zapalić znicze na jego grobie. Po dopłynięciu do stacji żeglarze postanowili pomóc w zabraniu dwóch przyrodników, którzy od jakiegoś czasu przebywali w chatce obserwacyjnej w sąsiedniej zatoce. Po dojściu na silniku do przylądka Lions Rump rzucono kotwicę. Gdy wkrótce nadszedł silny szkwał i jacht zaczął ciągnąć kotwicę, zawiódł napęd – silnik gasł za każdym razem, gdy Piotr Mikołajewski, ówczesny armator „Polonusa”, włączał bieg. Po 20 minutach załoga usłyszała pierwsze uderzenia o kamienie. Z pomocą przyszedł argentyński statek patrolowy, który najpierw ewakuował polskich żeglarzy, a po kilku dniach wraz z częścią załogi powrócił na miejsce wypadku, by wypompować z kadłuba paliwo, ściągnąć łódź na wodę i odholować ją w pobliże stacji polarnej. Tam spychaczem wciągnięto „Polonusa” na brzeg i zabezpieczono w pozycji pionowej. Polskich żeglarzy zabrał z Antarktydy duży wycieczkowy statek pasażerski, który szczęśliwie podróżował w tym czasie w pobliżu.

Akcja ratowania „Polonusa” odbiła się w środowisku szerokim echem. Na portalu Wspieram.to żeglarze przekazali ponad 92 tys. zł na ten projekt. Załoga jest pełna determinacji i wiary w sukces przedsięwzięcia, ale bierze też pod uwagę niepowodzenie. Jeśli nie uda im się wyremontować kadłuba na Antarktydzie, będą mogli wrócić do domu dopiero kolejnym statkiem zaopatrzeniowym, czyli za pół roku…

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości