Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Relacja Radka Kowalczyka z dramatycznej walki o życie

Czytaj najświeższą relację Radka Kowalczyka z pokładu statku, który podjął go na pokład

  • Radek Kowalczyk, Milka Jung
  • wtorek, 3 listopada 2015

Jacht „Calbud 894” Radka Kowalczyka, najnowsza konstrukcja klasy Mini, został opuszczony podczas regat Mini Transat. Polski żeglarz uszedł z życiem. „Ster odfrunął ze świstem, razem z dużą częścią rufy. Szkoda łódki, ale cieszę się, że żyję” – powiedział Kowalczyk.

Radek skontaktował się z zespołem Calbud Team z pokładu statku „Maersk Mediterranean”, na pokładzie którego płynie do Las Palmas. Ponieważ ze względu na akcję ratunkową statek ma opóźnienie, znajdzie się w porcie dopiero 4 listopada o 24.00, a nie jak zaplanowano – o 5.00 rano. Na miejscu czeka na Kowalczyka kolega żeglarz, który udzieli mu wszelkiej niezbędnej pomocy. Pomoc zadeklarowali również organizatorzy regat oraz zawodnicy klasy Mini. Poniżej historia wypadku opisana przez Radka:

„
Około godzinę po zmroku, żeglując z prędkością 10, 12 węzłów, uderzyłem w coś twardego. Nie wiem, co to mogło być, bo płynąłem szybko i było już ciemno. Kłoda? Może kontener? Beczka? Duża skrzynka? Prędkość wiatru wynosiła 18, 25 węzłów, porywiste szkwały, fala od 1,5 do 2,5 metra. To nie były wyjątkowo trudne warunki, powiedziałbym, że raczej średnie. Współrzędne wypadku zapamiętam do końca życia: 22°53,3N / 17°16W. 

Moje życie zależało od tego, czy to zapamiętam, gdy wysiądzie GPS, bo 
baterie były w słonej wodzie
 i prąd szybko zanikał. Ster odfrunął ze świstem, razem z dużą częścią rufy. Po 10, 20 sekundach miałem już pełno wody. Rufa, dociążona balastem, znajdowała się około metr pod wodą, kokpit około pół metra. Nie mogłem dosięgnąć wejściówki, nie mogłem wydostać tratwy, bo właz awaryjny również był metr pod wodą. Wezwałem pomoc.

W
 środku wszystko pływało – kanistry z rzeczami i worki z żaglami. Ponieważ baterie były pod wodą, kończył się prąd, czyli światła i radio. W ostatniej chwili usłyszał mnie przez UKF Sébastien Pébelier (Mademoiselle Iodée, 660). On dalej nadawał sygnał Mayday i płynął w moją stronę. Uruchomiłem radiopławę EPIRB. Uratowanie jachtu nie było możliwe. Nie zatonął, ale było w nim za dużo wody, by ryzykować wejście do środka. Groziło to utknięciem tam na stałe, wszystko pływało 30 cm pod sufitem u wejścia. Było ciemno, nie miałem żadnych narzędzi, a wiatr mocno przechylał zalaną łódkę.

Najpierw podpłynął do mnie statek. Nie mogłem jednak do niego się zbliżyć, bo nie miałem żadnej manewrowości. Przypłynął też jacht 660. Zaraz potem również jacht asystujący „Tauranga”. Przygotowaliśmy liny i plan podjęcia mnie z wody, ale udało mi się przeskoczyć, kiedy oba jachty znalazły się tuż obok siebie na jednej fali. Przejście na Mini nie było możliwe. Jednak prawdziwe wyzwanie to było przejście z „Taurangi” na tankowiec. Przeskok z pokładu na drabinkę sznurową i przejście 14 metrów w górę (to chyba cztery piętra) – polecam zamiast porannej kawy, trzyma dwa dni… Patrzyłem w górę, na ten rozkołysany statek, i myślałem: „Nie wierzę, że to się nie uda”. Udało się, chociaż myślałem, że dostanę zawału.

Mogę powiedzieć, że wszystkie szkolenia dla zawodników z bezpieczeństwa i procedur oraz drobiazgowe kontrole wyposażenia wymyślił ktoś bardzo mądry. Bardzo wiele ułatwiają, w razie potrzeby wszystko się człowiekowi przypomina i działa się automatycznie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności „Tauranga” miała na pokładzie wszystkie moje rzeczy, które przewoziła na Gwadelupę, więc mam wszystko ze sobą. Naprawdę cieszę się, że żyję, bo wcale nie było pewne, że ta historia zakończy się szczęśliwie. Bardzo szkoda mi łódki, ale dobrze, że do domu wracam cały.

Pozdrawiam serdecznie,
Radek Kowalczyk

***

W nocy z poniedziałku na wtorek Radek Kowalczyk nadał sygnał wzywania pomocy. Natychmiast została uruchomiona akcja ratunkowa koordynowana przez centrum ratownictwa morskiego w Las Palmas. Jeden z jachtów asystujących („Tauranga”) na polecenie organizatorów regat obrał kurs na pozycję Radka. Sébastien Pébelier, zawodnik płynący najbliżej, poproszony przez Radka przez UKF, najszybciej znalazł się na miejscu i przez swoje radio pomagał w akcji (radio Radka zostało zalane).

Mini-transat 2015 au départ. Douarnenez - Lanzarote - Pointe à Pître

Mini-transat 2015 au départ. Douarnenez – Lanzarote – Pointe à Pître

O godz. 2.11 Kowalczyk był już bezpieczny na pokładzie „Taurangi”. Następnie został przekazany na pokład statku handlowego płynącego do Las Palmas. Bezpośredni kontakt telefoniczny z nim będzie możliwy dopiero jutro lub pojutrze. Radek jest cały i zdrowy, kontaktował się z najbliższymi. Poinformował, że żeglował z prędkością 11, 12 węzłów i uderzył w jakiś obiekt. W wyniku zderzenia do jachtu zaczęła dostawać się woda.

Według relacji żony Radka, Joanny Kowalczyk, z którą żeglarz rozmawiał już z pokładu statku, prędkość jachtu w chwili uderzenia wynosiła 11, 12 węzłów. W pewnym momencie kadłub mocno w coś uderzył, a do jachtu zaczęła wlewać się woda. Radek powiadomił najbliżej płynącego zawodnika, Sébastiena Pébeliera (Mademoiselle Iodée), o sytuacji przez UKF. Polak nie wiedział, jak długo będzie mógł korzystać z własnej elektroniki, zanim zaleje ją woda. Nadał sygnał wzywania pomocy. Dalszą komunikację z jednostkami uczestniczącymi w akcji prowadził Sébastien Pébelier. Nie było konieczności używania tratwy ratunkowej. Radek zabrał ze sobą jedynie torbę ewakuacyjną.

***

Mini Transat Îles de Guadeloupe – start drugiego etapu

W sobotę 31 października z portu w Arrecife na Lanzarote (Wyspy Kanaryjskie) flota 63 najmniejszych jachtów regatowych żeglujących na transatlantyckich trasach wyruszyła do Pointe-à-Pitre na Gwadelupie. Przed zawodnikami 2770 mil samotnej żeglugi.

Dzisiejszy start odbył się w deszczu i trudnych warunkach pogodowych. „Najgorsze będą pierwsze 2, 4 godziny” – mówił Radosław Kowalczyk, jedyny Polak startujący w wyścigu. „Moja strategia jest prosta. Najpierw, w najtrudniejszych warunkach, żeglować spokojnie na zarefowanych żaglach. Potem, mam nadzieję, będzie można postawić spinaker. Najpierw trzeba dopłynąć w pobliże wyspy Gran Canaria, później zwrot i kurs pod Afrykę, gdzie pływa sporo nieoświetlonych rybaków. Potem kolejny zwrot już prawie do celu. Pierwsze 3, 4 dni nie będą łatwe. Później warunki powinny być już stabilne, oby jak najdłużej. Znamy w miarę dokładne prognozy pogody na pierwsze 7 dni. Później, jeżeli nie uda się odebrać nic przez radio, jak zdarzyło się w pierwszym etapie, trzeba będzie żeglować trochę po omacku. Jestem przygotowany. Zrobiłem na jachcie wszystko, co chciałem. W drogę. Trzymajcie kciuki!”

Tuż po starcie Kowalczyk musiał zawrócić na chwilę do portu ze względu na drobny kłopot techniczny. Na szczęście udało się go szybko rozwiązać i wrócił na trasę o 16.20.

Regaty Mini Transat, rozgrywane co dwa lata, w tym roku po raz dwudziesty, to najtrudniejszy wyścig morski na niewielkich jachtach ze skromnym wyposażeniem technicznym. Trasa dwóch etapów liczy w sumie 4020 mil morskich. Przepisy zabraniają samotnikom korzystania z map elektronicznych, komputerów nawigacyjnych i wsparcia z lądu. Na pokładach nie ma telefonów komórkowych i satelitarnych. W sytuacji zagrożenia życia można wezwać pomoc, ale wszystkie inne kłopoty muszą rozwiązać sami. Wielu z tych, którzy stają na podium, rozpoczyna później profesjonalną oceaniczną karierę regatową.

W pierwszym etapie rywalizowało 72 zawodników. Jednak silny wiatr i duża fala na trasie były przyczyną wielu kłopotów technicznych. Część zawodników musiała się wycofać z rywalizacji. Drugi etap rozpoczęły 63 jachty. Jednym z nich jest CALBUD żeglujący pod polską banderą. Płynie na nim Radosław Kowalczyk, 39-letni szczeciński żeglarz, który jest trzecim w historii Polakiem, który ukończył regaty Mini Transat (2011) i pierwszym, który startuje po raz drugi. Przed nim byli to Kazimierz Kuba Jaworski (1977, jacht „Spanielek”) i Jarosław Kaczorowski (2007, „Allianz”). Już zakwalifikowanie się do Mini Transat to duży sukces – z około 400 zgłoszeń spełniających warunki, organizatorzy wybierają około 70 najlepszych żeglarzy. Aby wystartować w roku 2011 Kowalczyk przygotowywał się sześć lat. Swój cel zrealizował – dopłynął do mety. Trzy kolejne lata zajęło mu ponowne znalezienie się na starcie. Teraz, na nowym jachcie, chce znaleźć się jak najwyżej w klasyfikacji. Pierwszy etap, w którym miał kilka kłopotów technicznych, ukończył na 15 pozycji w kategorii jachtów prototypowych.

Jacht Kowalczyka to ultranowoczesna jednostka, zbudowana w Polsce w całości z laminatu węglowego. Projektantem jest Étienne Bertrand, znany francuski specjalista od jachtów klasy Mini, a wykonawcą – szczecińska stocznia Yacht Service. Start Polaka w regatach Mini Transat po raz drugi wspiera firma CALBUD. Pierwsi zawodnicy spodziewani są na mecie około 14 listopada, po dwóch tygodniach od startu. Rozdanie nagród za drugi etap regat odbędzie się 26 listopada w Pointe-à-Pitre, a oficjalne zakończenie Mini Transat Îles de Guadeloupe 5 grudnia na targach Nautic w Paryżu. Dopiero później zawodnicy wrócą do domów.

Milka Jung

Strona regat:

http://www.minitransat-ilesdeguadeloupe.fr/


Twitter: @MiniTransat2015
Tracking online:

http://www.minitransat-ilesdeguadeloupe.fr/cartographie?lang=en

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości