Jamajka w rytmie reggae
Patrycja Długoń zabiera nas do niezwykłego świata zapachów, smaków, dźwięków i krajobrazów.
Na Jamajkę prowadzi jeden z najatrakcyjniejszych szlaków żeglarskich Karaibów. Patrycja Długoń zabiera nas do niezwykłego świata zapachów, smaków, dźwięków i krajobrazów.
Karaiby, urzekające egzotyczną fauną i florą oraz tropikalnym klimatem, w ostatnich latach cieszą się coraz większą popularnością wśród żeglujących Polaków. Z pewnością miały na to wpływ bardziej dostępne ceny biletów lotniczych. Jeszcze pięć lat temu widok polskiej bandery na kotwicowisku należał do rzadkości. Dziś zdarza się, że biało-czerwona powiewa na kilkunastu jednostkach cumujących w jednym miejscu. Zwykle Polacy pływają na łodziach czarterowych, ale coraz częściej wyruszają na Karaiby także własnymi jednostkami. Zresztą taki urlop za oceanem może być doskonałą okazją do kupienia jachtu, gdyż na wyspach nie brakuje porzuconych marzeń, które czekają na nowe życie.
Karaiby to kilkadziesiąt państw rozsianych na kilkuset (czasem bezludnych) wyspach Morza Karaibskiego. Wszystkie były kiedyś zamorskimi koloniami Europy, czego pozostałością są związki polityczne i ekonomiczne. Cześć wysp jest bardziej zeuropeizowana, na przykład tętniąca nocnym życiem St. Martin / Sint Maarten (doskonałe miejsce na wszelkiego rodzaju zakupy, także diamentów nieobjętych cłem). Inne, jak na przykład Tobago, nie są tak dobrze zaopatrzone w towary konsumpcyjne, ale z pewnością nie zawiodą widokami prawdziwie dzikich zakątków.
Jedna z najbardziej atrakcyjnych tras północno-wschodnich Karaibów prowadzi przez południowe wybrzeże Republiki Dominikany oraz malownicze wysepki u południowo-zachodniego wybrzeża Haiti (Île-à-Vache). Żeglując stąd na zachód, docieramy na owianą wieloma legendami Jamajkę, której kultura odcisnęła się na całym świecie.
Ze względu na najwyższe na Karaibach statystyki przestępstw nie spotkamy tu raczej zatłoczonych kotwicowisk. Na szczęście przemoc na wyspie dotyczy głównie porachunków między gangami narkotykowymi. Zalecane środki bezpieczeństwa są standardowe: nie poruszać się samotnie po zmroku i nie obnosić się z drogą biżuterią, dokładnie zamykać jacht, na kotwicowiskach podwieszać na noc ponton lub mocować go za pomocą łańcucha z kłódką. Także zostawiając ponton w niestrzeżonym miejscu, zapnijmy go na kłódkę, przepuszczając łańcuch przez mocowanie silnika.
Najpopularniejszym wśród żeglarzy miejscem Jamajki jest urokliwie położony u podnóża Gór Błękitnych Port Antonio, z niedawno wybudowaną mariną Errol Flynn. Jeśli wolimy bardziej ustronne okolice, gdzie łatwiej poznać lokalną kulturę, należy przypłynąć do Port Royal. Na odseparowanym od głównego lądu cyplu znajdują się pozostałości po miasteczku, które przez długie lata cieszyło się opinią najbardziej zdemoralizowanego zakątka na ziemi. W celach handlowych i rozrywkowych przypływali tu piraci z całego świata (nawet z Madagaskaru). Właśnie w Port Royal rozgrywała się akcja filmu „Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły”. Piracka sielanka została przerwana trzęsieniem ziemi, które w 1692 roku spowodowało zapadnięcie się pod wodę prawie całego miasta. Nurkując, wciąż można dostrzec pogrążone w morskiej toni wieże kościoła. Dziś Port Royal cieszy się zgoła inną sławą. Zamknięta społeczność rybacka zamieszkująca półwysep chwali się, że tworzy najspokojniejsze i najbezpieczniejsze miejsce na całej wyspie – nawet gdy zaśniesz, zostawiając beztrosko portfel na stoliku, nikt go nie zabierze.
Przyjaznym miejscem do zacumowania jachtu jest marina Royal Jamaica Yacht Club. Znajduje się w pobliżu lotniska, więc można tu odebrać przylatujących gości lub wymienić załogę. W cenie jest basen oraz Wi-Fi, minusem może być jedynie odległość od lądowych szlaków komunikacyjnych (trzeba wziąć taksówkę lub wynająć samochód).
Możemy też stanąć w marinie prowadzonej przez hotel „Morgan’s Harbour” lub bezpłatnie zakotwiczyć w roztaczającej się przed nim osłoniętej zatoce. Hotel z przemiłą obsługą mieści się w pozostałościach po kompleksie brytyjskiej marynarki wojennej i z dumą nosi ślady zamierzchłej przeszłości, oferując żeglarzom dostęp do wody, elektryczności, pralni, internetu, dobrą restaurację, uroczy bar, a czasem nawet niezwykłe koncerty. Oddalony o kilkaset metrów Fort Charles jest główną atrakcją miasteczka, prezentuje dobrze zachowane pamiątki wojenne sprzed wieków.
Jamajczycy z lubością spędzają w Port Royal weekendy. Odwiedzają zawsze pełną i słynącą z pysznych owoców morza restaurację „Glorias”. Wynajmują lokalne motorówki, by po kilkunastu minutach dotrzeć na którąś z bezludnych wysp u wejścia do Kingston Harbour (na przykład na Lime Cay), z pięknymi plażami i rafami koralowymi (żeglarze szukający spokoju powinni odwiedzać wysepki w dni powszednie).
Stolica Jamajki, Kingston, leży na przeciwległym do Port Royal brzegu Kingston Harbour, który jest siódmym co do wielkości naturalnym portem na świecie. Widok policjantów uzbrojonych w broń dużego kalibru na wielu skrzyżowaniach powinien wzbudzać w nas poczucie bezpieczeństwa.
Koniecznie trzeba odwiedzić dzielnicę Trench Town, gdzie dorastał Bob Marley i gdzie znajduje się jego muzeum. Kingston to serce muzyki reggae – studia nagrań są na każdym kroku, czasem na jednej ulicy jest ich kilka. Natomiast serce Jamajki znajduje się w niepozornej górskiej wiosce Nine Mile, na szczycie Mont Zion, gdzie król reggae przyszedł na świat i gdzie również znajduje się jego mauzoleum. Życie tętni tam szczególnie w rocznicę jego urodzin. Luty jest zresztą wyjątkowym okresem w tej części świata – przez cały miesiąc celebruje się wtedy Black History Month, podkreślając kulturowe korzenie mieszkańców, którzy zostali przywiezieni na wyspy na statkach niewolniczych z Afryki. Wspominają narodowych bohaterów walk o prawa czarnych, którzy jeszcze w latach 60. XX wieku nie byli uznawani za pełnoprawnych obywateli. W lutym organizowanych jest też więcej koncertów poświęconych muzyce korzeni.
W budowaniu tożsamości po zniesieniu niewolnictwa ogromną rolę odegrał ruch Rastafari, który narodził się właśnie na Jamajce, na leżących na zachód od Kingston wzgórzach Pinnacle. Dziś wnuczka Marleya, Donisha Prendergast, dba o zachowanie spuścizny po pierwszej, zupełnie niezależnej od zewnętrznego świata, osadzie rastafarian stworzonej przez oswobodzonych niewolników. Atrakcyjnie położone wzgórza są bowiem łakomym kąskiem dla developerów. Wypracowana przez ludzi rasta kultura miłości i pokoju rozniosła się na cały świat. Prawdziwi rastafarianie nie piją alkoholu, nie jedzą mięsa, nie przyjmują narkotyków i odznaczają się niezwykłą kulturą osobistą. Palona przez rastafarian marihuana jest ich świętym ziołem. I oczywiście nie zawsze noszą dredy.
Do Pinnacle, Nine Mile i Kingston dotrzeć można z „Morgan’s Harbour” autobusami. Podobnie jak do zachwycających wodospadów w Górach Błękitnych (gdzie uprawiana jest jedna z najdroższych kaw na świecie – Blue Mountain) czy do Ocho Rios, które upodobali sobie turyści z grubymi portfelami. Można też wynająć samochód, ale ominie nas przyjemność nawiązywania naturalnych relacji z mieszkańcami.
Warto także popłynąć do Montego Bay. Było to jedno z ulubionych miejsc muzyka Johny Casha, który stał się właścicielem posiadłości na Wzgórzu Cynamonowym. Znajdziemy tu także ślady po żeglarzu i malarzu maryniście Michale Leszczyńskim, na wyspie znanym jako Michael Lester. W wiosce Belmont odwiedzić można Lester Art Gallery – jego dawny dom urokliwie przyklejony do wzgórz okalających zatokę. Obrazy Leszczyńskiego znajdują się w wielu kolekcjach w Europie i Ameryce, podczas gdy w Polsce najprawdopodobniej zachowały się jedynie cztery.
Na Jamajce należy skosztować przepysznej narodowej potrawy ackee & saltfish, której szczególnym składnikiem są bardzo delikatne w smaku afrykańskie owoce ackee. Co ciekawe, naukową nazwę Blighia sapida (bligia pospolita) owoce zawdzięczają kapitanowi Williamowi Blighowi, dowódcy okrętu HMS „Bounty”, który znalazł je na Jamajce i przedstawił naukowcom. Krótszą historią, ale równie dużą popularnością, cieszy się miejscowe piwo Red Stripe, po raz pierwszy wyprodukowane jeszcze przed II wojną światową. Wszędzie na ulicach stoją rożna zbudowane z metalowych beczek – warto się skusić na serwowane z nich kurczaki w specjalnej miejscowej marynacie jerk chicken. Jamajka słynie bowiem z przeogromnej liczby przypraw i ziół, których właściwości lecznicze i smakowe są szeroko wykorzystywane. Na niemal każdą dolegliwość znajdzie się pomocna roślina. Jednym ze smacznych ziół jest sorrel, tropikalna odmiana szczawiu, używana na wyspie do wyrobu napojów orzeźwiających.
Jamajczycy są bardzo przyjaźni i mają duże poczucie humoru. Na ulicach będą was zaczepiać sprzedawcy i osoby oferujące różnego rodzaju usługi. Warto się trochę potargować, a gdy nie jesteśmy gotowi na transakcję, z uśmiechem rzucić: likle more time, likle more time (w miejscowej odmianie angielskiego, jamajskim patois: potrzebuję trochę więcej czasu na powzięcie decyzji). Wszędzie na Karaibach należy się liczyć także z tym, że będą nas prosić o „dolara”. Niestety, wystarczy mieć biały kolor skóry, by uchodzić za krezusa, a jeśli przybywamy na wyspę jachtem, tym bardziej wzmacniamy wrażenie zamożności. Mieszkańcy żyją najczęściej w niezwykle skromnych warunkach. Mając do czynienia z bogatymi turystami statków wycieczkowych, wychodzą po prostu z założenia, że nie zaszkodzi zapytać… Należy zdobyć się na wyrozumiałość oraz znaleźć sposób na rozładowywanie sytuacji (na przykład odbicie tego samego pytania w drugą stronę, co nierzadko wzbudza rozbawienie i owocuje sympatyczną znajomością).
Z Jamajki jest stosunkowo blisko na Kubę lub Kajmany, a także na wyspy Hondurasu. Najszybciej, bo po pokonaniu około 160 mil (z Port Royal), znajdziemy się w Santiago de Cuba. Płynąc tam z Jamajki, należy się liczyć z dokładniejszą niż zwykle kontrolą jachtu, która może zająć nawet cały dzień. Warto więc uzbroić się w cierpliwość oraz przypomnieć sobie czasy komunistycznej biurokracji w Polsce. Papierkologii oraz dziwnych przepisów doświadczymy z pewnością w trakcie całego pobytu na Kubie. Ale to przecież w końcu prawdziwy skansen.
Patrycja Długoń, www.noderadio.com