Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Kuba: „Żona myślała, że żartuję”

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • poniedziałek, 21 stycznia 2013

Kuba Strzyczkowski: Żona i mama zareagowały po kobiecemu. Pokiwały głowami i powiedziały: „Tak, Kubusiu, oczywiście, że popłyniesz samotnie przez Atlantyk”. Mówiły to z wielkim spokojem, bo były święcie przekonane, że żartuję.

Kuba Strzyczkowski, dziennikarz radiowej Trójki prowadzący program „Za, a nawet przeciw”, z okazji 50. urodzin Programu Trzeciego Polskiego Radia postanowił wyruszyć w samotny rejs przez ocean. W rozmowie z magazynem „Wiatr” opowiada o przygotowaniach do tej wyprawy.

„Wiatr”: Morze jest twoim pierwszym czy drugim światem?

Kuba Strzyczkowski: Ze studia Trójki widzę zieleń, mały stadion i fontannę. Z domu na warszawskiej Ochocie spoglądam na jabłonie i grusze. Oba widoki są piękne. Ale ciągnie mnie do większych przestrzeni i na wodę. Nie boję się morza i wiatru, co nie znaczy, że nie zdaję sobie sprawy z możliwych zagrożeń podczas rejsów. Woda jest wspaniałą materią. Mam nawet takie powiedzenie: „trzeba się położyć na wodzie”. Jeśli w życiu dzieje się źle, coś się nie układa, nie warto się szarpać. Pozwól działać naturze, połóż się na wodzie, a ona zabierze cię we właściwym kierunku i wszystko się jakoś ułoży…

Jak zareagowali twoi szefowie i najbliżsi, gdy im powiedziałeś, że zamierzasz samotnie przepłynąć Atlantyk?

Patrzyli na mnie jak na wariata. W pracy nie obnoszę się z żeglarską pasją, więc wielu znajomych z radia nawet nie wiedziało, że pływam. Tym bardziej robili wielkie oczy ze zdziwienia.

Żona Małgosia i moja mama zareagowały po kobiecemu. Pokiwały głowami i powiedziały: „Tak, Kubusiu, oczywiście, że popłyniesz samotnie przez Atlantyk”. Mówiły to z wielkim spokojem, bo były święcie przekonane, że żartuję. Równie dobrze mogły powiedzieć: „Lot na Marsa to świetny pomysł, tylko pożycz sobie rakietę”. Dopiero po kilku dniach, kiedy zobaczyły, że rozpoczynam przygotowania, trochę się wystraszyły. Podsłuchałem ich szepty: „Cholera, on chyba nie żartuje”.

Półtora roku temu powiedziałem o moich planach Romanowi Paszke, z którym wiele dni spędziłem na morzu w różnych rejsach. Usłyszałem: „Chłopie, zapomnij. Dziś jesteś nieprzygotowany, musisz się za siebie zabrać”.

Uparłem. Taki już jestem, że jeśli sobie coś postanowię, muszę to doprowadzić do końca. Przez rok budziłem się i zasypiałem z myślą o tym rejsie i o tysiącu spraw, które trzeba było zrozumieć, poznać, kupić, załatwić lub pożyczyć.

Jakie miałeś doświadczenie w morskiej żegludze na początku przygotowań?

Co roku spędzam dwa miesiące w rejsach turystycznych. Na Morzu Śródziemnym przez ostatnie sześć lat przepłynąłem około 10 tys. mil. W końcu poczułem, że chcę czegoś więcej. Wiem, że dla zawodowców przepłynięcie Atlantyku nie jest wielkim wyzwaniem, wielu z nich robi takie trasy z marszu. Wiem, że ocean pokonywano nawet kajakiem. Ale dla mnie samotne przepłynięcie tej trasy budzi dreszcz.

Łatwo pozyskałeś sponsorów i partnerów rejsu?

Oj, uwierz mi – dostałem trochę po tyłku. Niektórzy pewnie myślą, że jeśli znany dziennikarz z dużej rozgłośni powiedział, że chce płynąć przez ocean, to natychmiast wszystkie drzwi stanęły przed nim otworem. Nic z tych rzeczy. Ze stocznią Delphia Yachts, która użyczyła mi jacht, rozmawiałem dwa miesiące. W umowie zawarto między innymi punkt mówiący o tym, że muszę ukończyć Bałtyckie Regaty Samotnych Żeglarzy o Puchar „Poloneza”. Gdyby w sierpniu podczas tego wyścigu coś poszło nie tak, pewnie nie mógłbym wyruszyć w atlantycki rejs. Dlatego awaria autopilota nie była dla mnie tragedią, bo po prostu wiedziałem, że muszę dopłynąć, choćby wiosłując. Po wielkich staraniach udało się pozyskać także innych sponsorów, ale wiele osób pracuje przy tym projekcie społecznie.

Budżet projektu to około 300 tys. zł netto, nie licząc łódki, dodatkowo wyposażonej przez stocznię Delphia Yachts. Do tego należy dodać produkty sponsorów użyczone nieodpłatnie na tę wyprawę. Rejs jest dużą produkcją medialną – od sierpnia do grudnia współtworzymy z Trójką i z TVP Info ponad 50 audycji, dlatego ponad jedną trzecią budżetu pochłaniają koszty obsługi medialnej. Warto dodać, że na projekt nie wydano ani złotówki z abonamentu należnego mediom publicznym (ani Polskie Radio, ani TVP nie finansują rejsu). Charytatywnie pomaga nam kilkunastu ochotników i jest to naprawdę nieocenione wsparcie. Wszystkich łączy pasja i wspólny cel, będę o tym opowiadać w relacjach z pokładu. Za sprawy organizacyjne i finansowe oraz koordynację współpracy ze sponsorami i mediami odpowiada Janusz Cieliszak z firmy Media Partners (wcześniej wspierał samotny rejs w
Romana Paszke na katamaranie „Gemini 3″ i koordynował obsługę medialną w końcowym etapie rejsu Tomasza Cichockiego).

Jak przygotowywałeś się do rejsu?

Pływałem po Bałtyku, kiedy tylko mogłem. Najpierw z Jarkiem Kaczorowskim, który był moim trenerem. Później sam. Wiosną żeglowaliśmy w temperaturze dwóch stopni Celsjusza, mając na sobie czapki i rękawiczki narciarskie. Jarek, niezwykły człowiek, którego traktuję jak brata, poświęcił mi sporo czasu i bardzo przykładał się do pracy. Musiałem się nauczyć jego zawodowego słownictwa, którego nie poznasz podczas rejsów turystycznych. Musiałem też ostro zasuwać i przyzwyczaić się do tego, że sformułowanie „rusz dupę” należy czasem do tych bardziej łagodnych.

Niezwykle ważnym wydarzeniem był udział w regatach „Poloneza”. Podczas tego wyścigu dowiedziałem się, że można nie spać dwie doby i wciąż płynąć. Zrozumiałem, jak działa adrenalina w trakcie samotnego rejsu i jak smakuje herbata pita tylko raz na dobę.

Rozmawiał Krzysztof Olejnik

 

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości