Ludek Mączka we wspomnieniach Wojtka Jacobsona. Rozmowa Marka Słodownika
Na łamach „Wiatru” także sporo o renowacji jachtu „Maria”, którym Ludek dwa razy wyruszał dookoła świata.
Wojciech Jacobson i Ludek Mączka poznali się na obozie żeglarskim w Trzebieży w 1949 roku. W zgrupowaniu uczestniczyli członkowie rozwiązanego kilka miesięcy wcześniej Akademickiego Związku Morskiego. – Mieszkaliśmy w mieście, nie było jeszcze Centralnego Ośrodka Sportu. Trafiłem z Ludkiem do jednej wachty i od razu znaleźliśmy wspólny język. To był początek naszej wieloletniej przyjaźni – wspomina Wojtek Jacobson w rozmowie z Markiem Słodownikiem.
Marek Słodownik: Jaki był Ludek?
Wojciech Jacobson: Niezwykle barwna postać. Pasjonat militariów – po zajęciach przeczesywał okoliczne lasy w poszukiwaniu pamiątek z wojny i znosił je do domu, przede wszystkim amunicję. Nie przywiązywał wagi do stroju, zwykle był ubrany w wojskowe ciuchy z demobilu. Choć miał już doświadczenie żeglarskie i patent sternika, nie zabiegał o funkcję starszego wachty, był nim mój kolega ze studiów Włodek Bąkowski, który dość szybko został przez Ludka ochrzczony mianem „Kapo”. Ludek zawsze pozostawał z boku, nie pchał się do pierwszego szeregu. Nawet później, gdy żeglował już na „Marii”, chętnie oddawał manewrowanie gościom. Sam wolał się zająć życiem towarzyskim i lekturą. Nigdy nie zdradzał aspiracji kapitańskich, ale jednocześnie wiedział, że prawdziwie wolny będzie wtedy, gdy ciężar przygotowań do wielkich rejsów oraz prowadzenie jachtu weźmie na swoje barki.
Cały wywiad i więcej zdjęć na łamach „Wiatru”.
CZYTAJ W WEB KIOSKU
POBIERZ PDF
Lub użyj aplikacji Wiatr na smartfonie i tablecie.