Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Marzenia się spełniają

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • czwartek, 22 września 2011

Radek Kowalczyk ze Szczecina wystartuje w atlantyckich regatach samotników

Sześć lat budował oceaniczna łódkę. W listopadzie ubiegłego roku rzucił robotę. Wiedział, że nie pogodzi pracy ze startami w regatach klasy Mini. W tym sezonie trudno było go zastać w domu. Ukończył pięć wyścigów we Włoszech, Francji i Anglii. Zaliczył też kwalifikacyjny rejs o długości tysiąca mil. W ten sposób Radek Kowalczyk uzyskał prawo startu w słynnym wyścigu samotników Transat 6.50.

Trasa regat Transat 6.50 wiedzie przez Atlantyk najdłuższą drogą – z Francji do Brazylii. Start odbędzie się 25 września w Charente-Maritime. Pierwszy etap o długości 1,1 tys. mil morskich prowadzi na portugalską Maderę. Druga część wyścigu, o długości 3,1 tys. mil, to rejs przez ocean do brazylijskiego portu Salvador de Bahia. Łącznie żeglarze pokonają samotnie 7800 km. Na Maderę jachty dotrą w pierwszych dniach października. Po niecałych dwóch tygodniach wyruszą w dalszą drogę. W Brazylii flota 80 małych łódek oczekiwana będzie na przełomie października i listopada.

Nie jest łatwo zdobyć kwalifikację do największych i najważniejszych regat samotników w klasie Mini (rozgrywanych co dwa lata). Na świecie ściga się prawie 250 jachtów seryjnych oraz ponad 100 prototypowych. Do wyścigu przez Atlantyk może stanąć około 40 łodzi z każdej grupy. Początkowo Kowalczyk planował udział dopiero w 2013 r., ponieważ nie sądził, że zdobędzie kwalifikację już w pierwszym sezonie starań. Ale udało się. W światowym rankingu klasy Mini (grupa prototypów) Radek zajął 35. miejsce (sklasyfikowano 108 jachtów).

Kowalczyk przez cztery miesiące przemierzył około 3,6 tys. mil. Dwa razy startował z Krzysztofem Kołakowskim, ale większą część dystansu (około 2,3 tys. mil) pokonał samotnie. Pod koniec maja musiał przerwać samotniczy rejs kwalifikacyjny. Fala zalewająca pokład przewróciła go na nadbudówkę. Rozbił głowę. Musiał zawinąć do portu, by opatrzyć ranę we francuskim szpitalu. Dzień później znów był na morzu. Zmagał się z pękniętym sterem, uszkodzonym systemem AIS (nie widział innych statków i one nie widziały jego), a na dodatek podczas sztormu uszkodzony został kanister z 20 l paliwa do agregatu. Mimo to Radek płynął dalej.

Pod koniec lipca wystartował do wyścigu Transgascogne na trasie Francja – Hiszpania – Francja. To były jego piąte regaty w sezonie. I znów kłopoty. Tym razem z autopilotem. Zepsuł się jeszcze przed startem. Radek uruchomił urządzenie i okazało się, że nie działa. To był trzeci samoster, który padł podczas tegorocznych rejsów Kowalczyka (pierwszy zepsuł się w czasie samotnego rejsu kwalifikacyjnego, a drugi przed regatami Trophée Marie-Agnès Péron). I co tu robić bez samosteru, skoro przed żeglarzem samotny rejs? Przecież kiedyś trzeba zasnąć. Choćby na 20 minut. Radek postawił wszystko na jedną kartę i postanowił popłynąć niesprawnym jachtem. Był przyklejony do steru dzień i noc. Na dodatek w drodze powrotnej z Hiszpanii zaplątał się w sieci rybackie. Czekał do świtu, by zanurkować i uwolnić kadłub. Dzień przed zakończeniem regat polski jacht przestał wysyłać sygnały o swoim położeniu do organizatorów wyścigu. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Okazało się, że wyładowania atmosferyczne uszkodziły nadajnik.

Kowalczyk opowiedział nam o swoich zmaganiach ze sprzętem i aurą podczas regat klasy Mini. – Bardzo mocno dostałem w kość w trakcie wyścigu UK Fastnet – mówi. – Pogoda była naprawdę paskudna. Przez trzy dni byłem całkowicie mokry. Woda każdą szczeliną wdzierała się do kabiny. Nie można było spać, ogrzać się, ugotować posiłku. Z zimna szczękałem zębami. By zasnąć choć na chwilę, okrywałem się żaglem, który nie przepuszcza wody i pozwala odizolować ciało od mokrej kabiny. W takich chwilach człowiek nie myśli o tym, jak się ścigać, ale jak stąd uciec. Innym razem lał tak potworny deszcz, że ręce miałem pomarszczone od wody jakbym wyszedł z długiej kąpieli w wannie. Nie mogłem chwycić i pociągnąć liny. Ale najgorzej wspominam wyścig bez samosteru. Przyrzekłem sobie, że bez tego urządzenia w samotny rejs więcej nie popłynę. Głowa opadała mi ze zmęczenia, gdy trzymałem ster. Czasem budziłem się, gdy jacht przewracał się na burtę ciągnięty przez genaker. Po dotarciu do mety we Francji byłem tak potwornie zmęczony fizycznie i psychicznie, że nie miałem sił zapytać o miejsce w klasyfikacji.

Radek Kowalczyk ściga się w grupie jachtów prototypowych. W tej klasie rywalizują najszybsze łodzie budowane za pieniądze sponsorów. Polski żeglarz swój jacht zbudował z pomocą rodziny i przyjaciół. Nie stać go było na zakup jednostki seryjnej, więc z najmniejszym budżetem trafił do floty, w której pływają najsilniejsze zespoły. Teraz szuka pieniędzy na wrześniowy start w wymarzonym wyścigu. Potrzebuje około 24 tys. euro. Zgłoszenie do regat kosztuje 3 tys. euro, transport jachtu z Brazylii do Europy to wydatek 6 tys. euro. Trzeba kupić nowe bloki, liny i żywność liofilizowaną. Kolejne koszty to ubezpieczenie, wodowania w portach, podróż z jachtem do Francji oraz zakup biletów lotniczych. – Musi się udać. Sytuacja jest poważna, bo czasu mało, ale nie polegliśmy na morzu, więc nie możemy się teraz poddać na lądzie – mówił Radek z optymizmem w połowie sierpnia.

Po powrocie z oceanicznych regat Transat 6.50 Kowalczyk zamierza wrócić do swojej pracy zawodowej. – Trzeba zarabiać na kredyt i czynsz – mówi. Nie ukrywa jednak, że jego marzeniem jest, aby żeglowanie w klasie Mini stało się profesjonalnym zajęciem. – Zamierzam 10 lat rywalizować w tej konkurencji. W końcu znajdę sponsora, który pomoże kupić nowy jacht. Najtrudniejszą drogę już pokonałem. Zbudowałem łódź, która sprawdziła się w najtrudniejszych warunkach. Poznałem świat klasy Mini, przepisy, trudne akweny, na których rozgrywane są regaty. Jestem przygotowany, by zrobić kolejny krok i przeprowadzić poważny projekt żeglarski związany z najmniejszym oceanicznym jachtem regatowym.

Krzysztof Olejnik

 

Projekt Radka Kowalczyka wspierają: Calbud, Szczecin Floating Garden, extraDach, Raft-Service, Smart, Eljacht, Sailbook, OSiR Goleniów, stocznia JawaYachts oraz stocznia Andrzeja Armińskiego. Oficerem lądowym zapewniającym wsparcie na brzegu jest Tomasz Starmach.

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości