Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Największy jacht na Mazurach

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • czwartek, 21 października 2010

Na jeziorach pływają coraz większe łodzie. Nawet o długości przekraczającej dziesięć metrów. Co byście zatem powiedzieli na rejs żaglowcem Chopin, największym jachtem na Mazurach?

Chopin ma prawie 41 metrów długości i dwa maszty sięgające 27 metrów. Nosi żagle o łącznej powierzchni 297 metrów kwadratowych. Waży 127 ton. Może zabrać na pokład 70 osób. Tylko jak i gdzie żeglować tym wielkim statkiem po mazurskich jeziorach? Czy można zostać właścicielem żaglowca nie mając milionów na koncie? Krzysztof Kosiński, były szef Wioski Żeglarskiej w Mikołajkach, udowodnił, że można. Trzeba tylko wpaść na dobry pomysł i mieć sporą determinację. Kapitan Kosiński zapragnął wielkiego statku przeznaczonego na płytkie, śródlądowe wody. Z rysunkiem jachtu typu bryg zwiniętym w rulon przez dwa lata biegał po warszawskich firmach, aż wreszcie namówił Polską Telefonię Cyfrową do sfinansowania budowy Chopina. Autorem projektu został Krzysztof Maćkowiak z Gdańska. Budowę stalowego kadłuba zrealizowano w Płocku, pracowało przy niej 12 stoczniowców będących wówczas na zasiłku przedemerytalnym. Pospawali Chopina w pół roku. Później jacht dotarł do Warszawy, na Cypel Czerniakowski, a następnie w pobliże Mostu Poniatowskiego. Inwestor miał w centrum stolicy pływające reklamy rozpięte na grubych rejach. A pod pokładem prawie cały czas trwały prace wykończeniowe.

W 2001 roku Chopin popłyną na Zatokę Gdańską, gdzie brał udział w zlocie żaglowców Cutty Sark. Rok później przepłynął na Mazury – szlakiem przez Wisłę, Narew i Pisę. W jaki sposób tak duży okręt przecisnął się przez niewielką Pisę? Kadłub Chopina ma bardzo małe zanurzenie (90 cm). Krawędzie płaskiego dna są zaokrąglone. Dzięki temu żaglowiec w najciaśniejszych miejscach rzeki mógł prześlizgnąć się wykorzystując spiętrzoną pod swym ciężarem wodę. Pierwszym mazurskim portem Chopina była Wierzba. Później jacht stanął w Mikołajkach, naprzeciwko Wioski Żeglarskiej, tuż obok hotelu Amax. Po upływie czteroletniego kontraktu z firmą PTC, żaglowiec stał się własnością swego kapitana.

Ile wart jest taki statek? Krzysztof Kosiński zdradza, że pięć lat temu wyceniono Chopina na 5,6 mln zł. – Dziś jednak trudno byłoby zbudować taki żaglowiec za podobną kwotę. Podrożały materiały. Cena stali wzrosła o 60 proc. – dodaje kapitan Kosiński.

 

Chopin mógłby żeglować po zatoce lub wodach przybrzeżnych (ale nie dalej, niż 20 mil od brzegu). Ale ponieważ został zbudowany specjalnie na Mazury, dziś kursuje wyłącznie po Jeziorze Mikołajskim, po Bełdanach i Śniardwach. Jedni pomyślą, że ten statek stał się więźniem, bo jego gabaryty nie pozwalają rozwinąć skrzydeł i pożeglować gdzie dusza zapragnie. Ale dla innych kilkugodzinny rejs mazurskim żaglowcem w kierunku południowych śluz lub Śniardwami na wschód, do Okartowa, będzie największą, żeglarską przygodą.

Chopin służy głównie do organizowania krótkich rejsów dla mazurskich wczasowiczów, ale zdarzają się też wyprawy na cały dzień – ze wspólnymi śpiewami i kąpielą gdzieś w ustronnej zatoce (jacht posiada drabinkę na burcie oraz asekuracyjny ponton z dużym silnikiem). Na Chopinie można też zorganizować rocznicę, Sylwestra, wesele oraz urodziny. Część rejsu może się odbyć po zmroku. Chopin szuka powrotnej drogi do Mikołajek dzięki reflektorowi, który bezbłędnie lokalizuje kolejne boje torowe. Po lewej zielona, po prawej czerwona – mazurskie boje bardzo wyraźnie widać w nocy, gdy rzucimy na nie silne światło z reflektora.

 

Na Chopinie częstymi gośćmi są turyści z Niemiec. Wpadają też uczestnicy firmowych wyjazdów integracyjnych, którzy chcą poczuć smak wiatru na tym dość niezwykłym – jak na mazurskie standardy – jachcie. Dlaczego niezwykłym? Choćby dlatego, że Chopin, mimo swych rozmiarów, ma zaledwie cztery kabiny: kapitańską na śródokręciu i gościnną na rufie oraz dwie kabiny dla załogi. Kabina gościnna swymi rozmiarami przypomina salon. Największą część żaglowca zajmuje podłużna restauracja. Zaplanowano w niej miejsce dla kapeli. Jest też spora przestrzeń do tańca. Wzdłuż obu burt, w sąsiedztwie bulajów pochodzących z żaglowca Gwarek (obecnie Royal Clipper), ustawiono stoliki dla gości. A centralną część zajmuje wielki bar w kształcie lekkoatletycznej bieżni. Kelnerka pracująca w środku może się poczuć jak osaczony gladiator w Colosseum nękany ze wszystkich stron przez spragnionych i głodnych widzów.

Latem wnętrze jachtu jest klimatyzowane, a zimą działa ogrzewanie. Paliwa do ogrzewania i dwóch silników 72 KW nigdy nie zabraknie, bo zbiorniki Chopina mogą pomieścić sześć ton ropy. – Tankuję tylko raz na rok – mówi Krzysztof Kosiński.

Wynajęcie Chopina na godzinę kosztuje 1,6 tys. zł. Na trzy godziny – 4 tys. zł. Za dodatkową opłatą goście mogą zamówić zespół muzyczny, zdjęcia lub film z rejsu oraz grilla. W sezonie dwugodzinna przejażdżka wraz z obiadem kosztuje 110 zł od osoby. Zostawmy jednak atrakcje kulinarne. Zjeść można zawsze i wszędzie – zobaczmy jak Chopin żegluje.

Jacht wyposażony jest w bezana oraz sześć żagli rejowych. Jednak ze względu na płaski kształt dna i brak oporu bocznego, pod wiatr Chopin pływa wyłącznie na silnikach. Są dość dobrze wygłuszone, bo wewnątrz prawie ich nie słychać, a kiedy gra muzyka, to w ogóle się o nich zapomina. Żagle stawiane są na kursach pełnych. W praktyce wygląda to zazwyczaj tak, że na południe – na Śniardwy lub Bełdany – Chopin płynie na silnikach, a do Mikołajek wraca dumnie na żaglach. Z uwagi na swe gabaryty i ciężar kadłuba jacht ma dość dużą bezwładność. Na ruch kołem sterowym reaguje po dłuższej chwili. Trzeba kilka dobrych minut spędzić w sterówce, by wyczuć co zrobi kadłub po kolejnym ruchy kołem. Brak oporu bocznego zmusza sternika do wzięcia poprawki na dryf, może on być dość duży w przypadku silnych podmuchów uderzających w burtę.

Przez ostatnie lata Chopin bardzo mocno wpisał się w krajobraz Mikołajek. Stał się dla nich tak charakterystyczny jak Król Sielaw pod mostem, Wioska Żeglarska, Tawerna Portowa i Malajkino. Ale czy żegluga tym statkiem to naprawdę spełnienie marzeń kapitana Kosińskiego? Czy wciąż ma frajdę z tych krótkich rejsów tam i z powrotem? – Ten żaglowiec to mój dom i moje miejsce pracy. Czasem płynę dla przyjemności, a czasem dlatego, że trzeba. Pewnie, że ciągnie mnie na szersze wody. Marzę o morskiej łódce, dzięki której mógłbym wyrwać się na ciepłe akweny. Te myśli wracają zawsze wtedy, gdy na Mazury przychodzi zima, a żaglowiec Chopin stoi przy kei skuty lodem.

Krzysztof Olejnik

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości