Ponad sześć tygodni trwał generalny remont części podwodnej poszycia „Generała Zaruskiego”
Prace ukończono w kwietniu, kosztowały około 25 tys. zł.
Była to pierwsza tak szeroko zakrojona renowacja kadłuba od pamiętnej odbudowy jachtu ukończonej w 2012 roku. Remont przeprowadziła kilkuosobowa załoga szkieletowa (kapitan, bosman i oficer wachtowy), przy wsparciu szkutników z Jacht Klubu im. Conrada oraz fachowców ze stoczni Szkuner z Władysławowa. Prace ukończono pod koniec kwietnia. Kosztowały około 25 tys. zł. Po zwodowaniu „Zaruski” zawinął do Mariny Sienna Grobla na Motławie w Gdańsku (300 metrów przed zwodzoną kładką prowadzącą na Ołowiankę). To kameralne miejsce jest jego przystanią techniczną. Później wrócił na swą macierzystą keję, czyli na nabrzeże przy Narodowym Muzeum Morskim (stoi przed dziobem statku „Sołdek”).
– Po siedmiu sezonach morskiej służby „Zaruskiemu” należał się remont – mówi Krzysztof Dębski, kierownik biura armatorskiego przy Gdańskim Ośrodku Sportu. – Dotąd co rok wyciągaliśmy jacht z wody, by sprawdzić część podwodną i wykonać doraźne naprawy drobnych uszkodzeń i ubytków. Nigdy jednak nie było czasu na poważniejsze kompleksowe remonty, gdyż harmonogram rejsów był napięty i „Zaruski” rozpoczynał morską służbę wczesną wiosną. W tym roku, w okresie pandemii koronawirusa, skorzystaliśmy z opóźnienia sezonu, a także z doskonałej wiosennej aury, która sprzyjała pracom remontowym prowadzonym na wolnym powietrzu. Chyba nigdy wcześniej nie mieliśmy tak dobrego okna pogodowego na prace szkutnicze – świeciło słońce, a delikatny wiatr lekko podsuszał kadłub. Śmiem twierdzić, że ostatnie prace malarskie wykonano lepiej, dokładniej i z większą dbałością o reżim technologiczny, niż podczas pamiętnej odbudowy żaglowca. Nowe zabezpieczenie kadłuba będzie służyć „Zaruskiemu” kolejne siedem sezonów, a być może nawet dłużej – dodaje Krzysztof Dębski.
Od początku zakładano, że należy zdjąć wszystkie warstwy farb – do surowego drewna. Korzystając z rekomendacji armatorów innych drewnianych jednostek oraz wiedzy fachowców ze stoczni Szkuner, armator postawił na wypiaskowanie kadłuba. Aby ta operacja przebiegła możliwie delikatnie i nie zniszczyła poszycia, zakupiono piasek o specjalnej gramaturze. Na początku wykonano próbę na małym fragmencie. A później wszystko poszło niezwykle sprawnie. Piaskowanie jest metodą o wiele szybszą i skuteczniejszą od tradycyjnego szlifowania. W doskonały sposób obnaża wszystkie wady poszycia. Gdyby się pokazało zbutwiałe drewno – od razu zostałoby usunięte, a gdyby natrafiono na luźny kołek, natychmiast by wyleciał. Poza tym, ekipa nie musiała mozolnie skrobać szlifierkami kadłuba metr po metrze i co chwilę wymieniać zużytych arkuszy papierów ściernych. Zaoszczędzono więc zdrowie i czas – cała operacja oczyszczania trwała zaledwie kilka godzin. Po piaskowaniu ukazała się powierzchnia lekko żłobkowana, przypominająca szczotkowane drewno. Dopiero w tym momencie w ruch poszły szlifierki i rozpoczęło się wyrównywanie.
– Kadłub zaskoczył nas swym doskonałym stanem – mówi Krzysztof Dębski. – Spodziewaliśmy się większych uszkodzeń i ubytków. A tu nawet tradycyjny olejowany dychtunek konopny, wypełniający przestrzenie między plankami, okazał się nienaruszony. Wystarczyło więc starannie wyszpachlować drobne pęknięcia i uszkodzenia. Przy okazji dokonaliśmy niewielkiej modernizacji szkutniczej na dziobnicy, wstawiając dwie dębowe deski przykrywające łączenia elementów po obu stronach poszycia. Wypiaskowano też stalowy balast – tu już nie trzeba było działać z jakąś szczególną ostrożnością. Po wyszlifowaniu powierzchni kadłuba,
nałożono pierwszą warstwę farby podkładowej Seajet 015 Underwater Primer.
Zgodnie z zaleceniami producenta, podkład rozcieńczono w odpowiedniej proporcji zalecanym rozcieńczalnikiem (dla lepszego wsiąknięcia we wszystkie najmniejsze szczeliny drewna). Seajet 015 bazuje na specjalnej żywicy akrylowej stanowiącej barierę ochronną. Jest szybkoschnący, przyczepny, tworzy twardy, ale zarazem elastyczny film (do stosowania także na czysty laminat oraz stal). Po nałożeniu tej pierwszej warstwy, rozpoczęto szpachlowanie nierówności. Następnie przeprowadzono kolejne szlifowanie. Na to przyszły dwie następne warstwy farby podkładowej Seajet 015 Underwater Primer (tym razem już bez rozcieńczania). Na koniec naniesiono dwie warstwy
dwusezonowej farby przeciwporostowej do łodzi żaglowych Seajet 033 Shogun.
To jeden z najskuteczniejszych antifoulingów na rynku – zawiera dwa rodzaje biocydów. Powstał na bazie tlenku miedzi o wydłużonym działaniu (nie zawiera związków cyny). Zapewnia skuteczną ochronę przed porastaniem. Aplikując poszczególne warstwy, przestrzegano odpowiednich przerw – nie mogą być one ani zbyt krótkie, ani zbyt długie (by uniknąć konieczności kolejnego szlifowania powierzchni). Jak co rok przed sezonem, ekipa remontowa odnowiła także burty, wykorzystując
Farby dla „Zaruskiego” dostarczyła szczecińska firma CMS – farbyjachtowe.pl.