Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Rozmowa z Nataszą Caban

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • czwartek, 29 kwietnia 2010

Pani Nataszo, minęły ponad cztery miesiące od zakończenia Pani rejsu dookoła świata. Jak upływają teraz dni na lądzie? Jak z perspektywy lądu patrzy dziś Pani na swoją przygodę?

Swoje wysiłki koncentruję teraz na pracy charytatywnej i mam wrażenie, że jestem nawet bardziej zajęta, niż w trakcie trwania rejsu. Podróżuję też trochę po Polsce. Opowiadam o rejsie na spotkaniach z żeglarzami i młodzieżą. Byłam miedzy innymi w Warszawie, Poznaniu, Szczecinie… Przesłanie tych spotkań zawsze jest takie same: nie bójcie się marzyć i realizować swych marzeń. Warto być upartym. Warto walczyć o swoje marzenia. I warto czekać, by zaczęły się spełniać. Ja czekałam aż osiem lat. Dziś budzę się rano, spoglądam przez okno i mówię: „witaj świecie, wspaniale było cię opłynąć”.

Stała się Pani osobą znaną i popularną. Co zrobić z takim kapitałem? Zebrać pieniądze i znów gdzieś wyruszyć? Pozostać gwiazdą mediów? Czy może wybrać zupełnie inny kurs?

Medialne zainteresowanie moim rejsem wykorzystuję do publicznego podziękowania wszystkim, którzy mnie wspierali. Firmom, instytucjom i osobom prywatnym. Bez ich pomocy nie dałabym rady, to oczywiste. Swoją popularność, a raczej rozpoznawalność,  chciałabym wykorzystać do sprowadzenia jachtu „Tanasza Polska Ustka” do mojej rodzinnej miejscowości. Pięknie byłoby widzieć ten jacht na naszym morzu. Chciałabym, by już w tym sezonie dotarł na Bałtyk – pod własnymi żaglami lub na pokładzie jakiegoś statku. Mogłoby żeglować na nim kolejne pokolenie młodych marzycieli. Na przykład młodzi żeglarze zgromadzeni wokół Uczniowskiego Klubu Sportowego „Opty”. Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby w trakcie sezonu turyści odwiedzający Ustkę mogli wypłynąć w krótki rejs po redzie na jachcie, który opłynął świat?

Ko jest właścicielem jachtu?

Jacht zakupił i użyczył mi na czas rejsu Krzysztof Kamiński z Inter-pro Sailing Team z Chicago. Jak się sam wyraził; zrobił to dla polskiego żeglarstwa. W trakcie rejsu myślałam, że uda mi się zdobyć środki, by odkupić Tanaszę, ale się nie udało. Dziś jacht jest na sprzedaż.

Temat pieniędzy wraca jak bumerang, to oczywiście zrozumiałe. Ale Pani rejs od początku miał jakoś pod górkę, jeszcze przed wyruszeniem w morze.

Na krótko przed startem, kiedy byłam już na Hawajach i przygotowywałam jacht do wypłynięcia, wycofał się główny sponsor wyprawy. Nie muszę mówić, w jak trudnym położeniu się wówczas znalazłam. Jednak żadna dziura w budżecie, choćby była wielka jak Rów Mariański, nie była w stanie mnie wówczas zatrzymać. Byłam przecież o krok od zrealizowania wielkiego marzenia. Pełna determinacji pozyskałam dodatkowych sponsorów. Z pomocą przyszli także moi przyjaciele i inne osoby prywatne. Ostatnie przygotowania pochłonęły praktycznie wszystkie zgromadzone wcześniej fundusze, dlatego w rejs wyruszyłam bez grosza przy duszy. Żyłam z etapu na etap wierząc w słowa Paulo Coelho: „kiedy podążamy śladem własnej Legendy, wówczas sprzyja nam Wszechświat”.

Tygodniami jadłam, zupki z makaronem. Korzystałam z gościnności właścicieli marin, którzy oferowali mi miejsce przy kei za darmo. Naprawdę można opłynąć Ziemię bez wielkich pieniędzy, nawet bez lodówki, świeżych owoców i warzyw. Warto wyruszyć w drogę z takim budżetem jaki mamy, nawet najmniejszym.

O jakich rejsach Pani dziś marzy?

Moje największe żeglarskie marzenie już się spełniło. Niektórzy mówią, że wspięłam się na żeglarski Mont Everest – dalej przecież popłynąć się nie da!  Chciałabym kiedyś wyruszyć w rejs na pięknym żaglowcu.

Czy to oznacza, że zamierza Pani trochę odpocząć od żeglarstwa?

Zaraz po powrocie z rejsu miałam wiele ofert żeglarskich, ale zdecydowałam, że najpierw muszę troszkę odpocząć, dobrze wykorzystać to, czego nauczyłam się na oceanie, aby pomóc innym się na niego dostać. Mam wiele jeszcze wiele zobowiązań związanych z rejsem, udzielam się charytatywnie, pomaganie innym jest dla mnie równie ważne jak spełnianie moich marzeń. Na razie ocean będzie musiał chwilę poczekać.

Henryk Jaskuła w marcowym numerze Magazynu WIATR, mówił, że gdy wyobraża sobie szczęście, to tylko na morzu i tylko w rejsie solo non stop”. Jak Pani wyobraża sobie swoje szczęocie?

Szczęście dla mnie jest wtedy, gdy o zachodzie słońca – wspominając miniony dzień – mogę się uśmiechnąć. A uśmiecham się najczęściej, gdy mogę komuś sprawić radość, albo w czymś pomóc. Szczęście dla mnie to także zdrowie, nie tylko moje, ale też ukochanych osób. To spokój w sercu i w głowie, to spełnione marzenie – jestem szczęśliwa.

Opłynęła Pani świat, ma na koncie tysiące mil. Ale patentu kapitana jeszcze Pani nie odebrała. Jak długo Kapitan Caban pozostanie po prostu Nataszą…

Być może chcąc podejmować kolejne wyzwania będę zmuszona taki patent odebrać. Natomiast osobiście uważam, że tylko ocean może zrobić z żeglarza kapitana. Jak do tej pory wydaje mi się, że jeszcze „nie dorosłam”, że wciąż jestem „za mała”. Mam nadzieję, że na zawsze będę dla przyjaciół po prostu Nataszą, dziewczyną z Ustki, która miała marzenia…

Fot. www.nataszacaban.com

ikona:1

Tagi: .
Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości