Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Brytyjka Sam Davies wspomina ostatnią edycję regat Volvo Ocean Race

Sam Davies opowiada o rywalizacji z facetami i rozłące z rodziną.

  • Milka Jung
  • piątek, 26 lutego 2016

Samantha Davies: „Kobiece załogi przyciągają uwagę mediów, ale na oceanie nie ma to żadnego znaczenia”.

Niewielu sądziło, że dopłyną do mety Volvo Ocean Race, ale zespół SCA – jedyna damska ekipa w ostatnich regatach VOR – wygrał dwa wyścigi portowe (więcej niż zwycięzcy z Abu Dhabi Ocean Racing) oraz etap pełnomorski z Lizbony do Lorient. „Będąc dziewczynką, oglądałam w telewizji Tracy Edwards, która zwyciężyła w najtrudniejszym etapie okołoziemskich regat. Nie mam wątpliwości, że właśnie dlatego jestem dziś tu, gdzie jestem” – mówiła na mecie w Göteborgu kapitan Samantha Davies.

Koncern SCA osiągnął dzięki kobiecej załodze sukces medialny i marketingowy niemal dwa razy większy, niż planował. Pawilony i jacht zespołu odwiedziło we wszystkich portach regat 2,4 mln osób. Wiadomo już, że firma nie będzie kontynuować promocji poprzez żeglarstwo w kolejnej edycji. „Efekty współpracy przekroczyły nasze cele i odegrały ważną rolę w zwiększeniu postrzegania SCA jako firmy produkującej środki higieny” – czytamy w oficjalnym komunikacie. Na październikowych targach jachtowych w Genui zorganizowano oficjalne zakończenie programu. Dziewczyny szukają pracy, ale jednocześnie chcą kontynuować wspólne żeglowanie. Brytyjka Sam Davies, kapitan zespołu, startuje 25 października w dwuosobowych regatach Transat Jacques Vabre (w załodze z Francuzem Tanguy de Lamotte). Ogłosiła również rozpoczęcie projektu Vendée Globe 2020.

Sam Davies opowiada Milce Jung o rywalizacji z facetami, pracy na pokładzie, rozłące z rodziną i planach na przyszłość.

Milka Jung: Jesteś zadowolona z wyniku kobiecej załogi w regatach Volvo Ocean Race?
Samantha Davies: Oczywiście. Na początku nie wiedziałyśmy, czego się spodziewać i co możemy razem osiągnąć, ale z etapu na etap szło nam coraz lepiej. Przed startem dużo trenowałyśmy. Miałyśmy opanowane manewry i prowadzenie jachtu, ale brakowało wspólnych doświadczeń regatowych, ponieważ pływałyśmy same. Spodziewałyśmy się, że rywalizacja w oceanicznych regatach dookoła świata może być dla nas szokiem – wcześniej żadna z dziewczyn nie płynęła w takim wyścigu.

Podczas rywalizacji z miesiąca na miesiąc robiłyśmy postępy. Przełomowy był trzeci etap – zaczęłyśmy wreszcie żeglować i walczyć o wysoką pozycję. Zdarzały się pomyłki, ale byłyśmy w grze. Później wygrałyśmy etap w Lorient – cudowne chwile! Robiłyśmy wszystko, tak jak wcześniej, ale nie popełniłyśmy żadnego błędu, byłyśmy zrelaksowane, miałyśmy odrobinę szczęścia i się udało. Wspaniale było stanąć na najwyższym stopniu podium – to ważna chwila dla ekipy oraz oczywiście dla sponsorów zespołu.

Kobiecy team miał 11 załogantek, był liczniejszy o trzy osoby od pozostałych męskich ekip. Czy to w porządku? Czy mogłybyście prowadzić jacht – tak jak oni – w osiem osób?
Moim zdaniem to było fair, ponieważ fizycznie po prostu różnimy się od facetów. Jesteśmy mniejsze i nie mamy tyle sił, ile oni, a współczesne żeglarstwo oceaniczne to w dużej mierze sport fizyczny. Aby wyrównać szanse, potrzebowałyśmy więc liczniejszej załogi. Oczywiście, w osiem osób też byśmy mogły płynąć. Kosztowałoby to więcej wysiłku, ale pewnie dałybyśmy sobie radę. Następnym razem – jeżeli będzie następny raz – chciałabym żeglować w Volvo Ocean Race w nieco mniejszej załodze. Myślę, że organizatorzy znajdą wkrótce odpowiednią formułę.

Jesteście chyba najmocniej z sobą związane ze wszystkich zespołów. To prawdopodobnie było waszym największym atutem. A czego brakowało?
Na początku brakowało pewności siebie. Ale to przychodzi z czasem, wraz ze zdobywaniem doświadczenia. Dziś mogłybyśmy walczyć o zwycięstwo z każdą męską ekipą. Jeśli przyjdzie nam wziąć udział razem w kolejnych regatach, rozpoczniemy prace i rywalizację od zupełnie innego poziomu.

Czy w następnej edycji Volvo Ocean Race także będzie żeńska załoga? A może pojawią się dwie?
Dwie damskie ekipy? To byłoby wspaniale. Firma SCA sporo zainwestowała w ten projekt i pokazała światu, jak wiele może zyskać marka dzięki obecności w takich regatach. Być może teraz ktoś inny zechce zrobić coś podobnego…

Wcześniej często rywalizowałaś w wyścigach samotników. Czy łatwo się przekwalifikować na żeglarstwo załogowe?
To ogromna różnica. Co prawda jacht jest podobny, z uchylnym kilem i innymi urządzeniami, ale to jednak inna bajka. Pływając samotnie, byłam kapitanem i wszystko robiłam sama. Teraz też byłam kapitanem, ale nie robiłam właściwie nic. Moja załoga spisywała się doskonale, więc jedynie się upewniałam, że wszystko jest OK.

Wolisz pływać samotnie czy z załogą?
Obie konkurencje mnie pociągają. Każda zapewnia inne wyzwania i daje inną satysfakcję. Cieszę się, że mogę dotknąć obu tych światów – nie ma zbyt wielu osób, które mają szansę robić i jedno, i drugie. Chciałabym jeszcze raz popłynąć dookoła świata, to niesamowite doświadczenie. Dziś, po sukcesie zespołu SCA, trudno jest myśleć o jakimś nowym projekcie, ale oczywiście gdyby pojawiła się możliwość startu w regatach samotników Vendée Globe, nie zawaham się.

Jak patrzysz na regaty z perspektywy matki małego dziecka?
U mnie w domu to normalne, że zawsze ktoś jest na morzu. Jeden z moich dziadków był dowódcą łodzi podwodnej. Drugi miał stocznię i budował jachty. Ojciec pracował w przemyśle naftowym i także często był poza domem. Wyjeżdżał na długo, ale kiedy wracał, spędzaliśmy czas bardzo intensywnie. Zanim zostałam matką, wiedziałam, że dziecko nie zmieni kompletnie mojego życia. Uważam, że dzieci są szczęśliwe, gdy mają szczęśliwych rodziców. A ja jestem szczęśliwa na oceanie i kiedy się ścigam. Dla dziecka oczywiście nie są to łatwe chwile, ale to samo dotyczy ojców czy matek, którzy zostają na lądzie. Jeżeli dobrze przygotujesz swoją nieobecność, to masz pewność, że pociecha jest pod dobrą opieką, jest kochana, i nie martwisz się o nią tak bardzo. Kiedy regaty się skończyły, spędziłam dwa miesiące z synem…

Romain Attanasio, twój partner, ogłosił start w regatach załóg dwuosobowych Transat Jacques Vabre razem z Louisem Burtonem. Czy to znaczy, że wracasz do domu, a on – po przerwie – do żeglarskiej kariery?
(Śmiech) Chyba niekoniecznie… Dla Romaina żeglowanie jest tak samo ważną sprawą jak dla mnie. Ostatnie dwa lata poświęcił na wychowywanie naszego syna i teraz może powrócić do pływania. Na szczęście pomagają nam rodzice, więc udaje się tak wszystko zorganizować, byśmy mogli pływać oboje.

W Göteborgu, na mecie Volvo Ocean Race,
rozmawiała Milka Jung

KOBIETY W VOLVO OCEAN RACE
Pierwszą w historii kobietą kapitanem w okołoziemskich regatach (w mieszanej załodze) była Clare Francis (1977 – 1978). Wyścig nazywał się wtedy Whitbread Round the World Race. Wiele pań pływało w załogach z mężczyznami, ale pogląd, że kobiety są za słabe, żeby stawić czoło oceanom, był powszechny. Ostatni raz załoga mieszana startowała w edycji 2005 – 2006, kiedy w jednym z etapów nawigatorką na pokładzie „Brasil 1” była Adrienne Cahalan.

Pierwszą kobietą, która chciała wystartować z całkowicie żeńską załogą, była Tracy Edwards. By kupić jacht i dostosować go do wymagań regatowych, sprzedała dom. Przed bankructwem uratował ją znaleziony w ostatniej chwili sponsor. Kiedy najtrudniejszy etap (przez Ocean Południowy) wygrała w czasie rzeczywistym i przeliczonym, skończyły się żarty z dziewczyn. Poniżej pięć kobiecych startów od Tracy Edwards do Sam Davies.

1989 – 1990 (piąta edycja) jacht „Maiden”, Tracy Edwards
1993 – 1994 (szósta edycja) jacht „US Women’s Challenge”, Dawn Riley
1997 – 1998 (siódma edycja) jacht „EF Education”, Christine Guilou
2001 – 2002 (ósma edycja) jacht „Amer Sports Too”, Lisa Charles
2014 – 2015 (dwunasta edycja) jacht „Team SCA”, Sam Davies

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości