Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Samotnie dookoła Christiansø

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • poniedziałek, 6 września 2010

Był rok 1973. Dwóch najlepszych polskich żeglarzy postanowiło zmierzyć się w samotnym wyścigu, na trasie Świnoujście-Christiansø-Świnoujście. Bez żadnych przeliczników, oprawy medialnej i pomocy sponsorów. Kuba Jaworski na Ogarze i Jurek Siudy na Karfim rzucili wyzwanie sobie i morzu. Taki był początek polskich regat samotników, które w następnym roku otrzymały nazwę „O Puchar Poloneza” – dla uczczenia samotnego rejsu Krzysztofa Baranowskiego.

Kuba i Siudy umówili się, że meta będzie z dala od oczu ciekawskich. Rozstrzygnęli swój pojedynek, a w główki Świnoujścia wpłynęli razem, dziób w dziób. Tajemnicę, który z nich wówczas wygrał, zabrali ze sobą do lepszego świata.

W historii tych regat odbyło się 10 edycji. Ostatnim zwycięzcą był kapitan Jerzy Madeja startujący na jachcie Umbriaga. W sierpniu rozegrano kolejne regaty samotników na starej trasie. Na linii startu pojawiło się 15 jachtów. Wśród nich prowadzony przeze mnie Karfi (poza udziałem w pierwszych regatach, ten jacht jeszcze kilka razy ścigał się dookoła Christiansø, dwa razy zwyciężając).

Start odbył się w słabych wiatrach z południowego zachodu. To było korzystne dla wszystkich, którzy mieli spinakery. Karfi niestety musiał zadowolić się zestawem na motyla. Mój kurs odbiegał o 10 stopni od najkrótszej drogi do wyspy Christiansø, ale i tak było to lepsze rozwiązanie, niż próba płynięcia pełnym baksztagiem, z gubiącą wiatr genuą. Poza tym, informacje pogodowe z lądu mówiły, że za kilka godzin przyjdzie wiatr ze wschodu. Teoretycznie płynący na spinakerach dostaliby wiatr z bejdewindu, a ja półwiatr, a może nawet ostry baksztag. Czyli wymarzone wiatry dla Karfiego. Późnym popołudniem prognoza się potwierdza. Karfi zaczyna pędzić nawet 8,5 węzła. W radiu słychać rozmowy między jachtami. Sternicy są zdziwieni zmianą kierunku wiatru. Spinakery wywożą. Muszą decydować się na zmianę żagli. Mijam jacht klasy Ocean 650, bez spinakera, na zarefowanym grocie. Później Radek opowiadał, że był tak zmęczony ciągłą walką ze spinakerem, że musiał odpocząć.

Karfi odrabia straty z godzin przedpołudniowych. Wiatr od połówki do ostrego baksztagu wyrównał szanse. Jeszcze przed zmrokiem ujrzałem na wysokości Dueodde jacht Antidotum, który był największym rywalem. Jest już zasięg telefonu komórkowego. Dzwoni Jacek, czyli moje biuro prognoz pogody. Wiatr za godzinę przejdzie znowu na południowy. To mniej przyjemna wiadomość. Natomiast dzięki lokalizatorom GPS, które posiada każdy jacht, dowiaduję się od Jacka, że przede mną tylko Hals i Antidotum. Za mną depcze mi po piętach Harry i Bluefin. Na wysokości Svaneke wiatr rzeczywiście przechodzi na południowy. W szarości zmierzchu widzę za rufą potężny spinaker Harrego i jego czerwone światło burtowe. Biegnę na dziób, wpinam ponownie spinakerbom w genuę i oglądając się cały czas za siebie liczę mile dzielące mnie od półmetka.

Po minięciu Christiansø znowu kursy będą ostre, co daje mi duże szanse na dobrą jazdę. Około pięciu mil przed archipelagiem ponownie dzwoni Jacek. Wiatr ma przejść z południowego na południowo-zachodni, a jego siła ma powoli rosnąć. Postanawiam więc nie wracać najkrótszą drogą do Świnoujścia, lecz okrążyć północny cypel Bornholmu i odejść trochę na zachód. Po czym, po zmianie kierunku wiatru, zrobić zwrot w stronę mety. Jacek podaje mi pozycje moich konkurentów. Hals i Antidotum jadą w kierunku Dueodde. Jeżeli więc prognoza się potwierdzi, będą mieli halsówkę do samej mety. Teoretycznie moje szanse rosną, pomimo tego że wybrałem drogę dłuższą o 20 mil.

Północ. Półmetek za mną. Spinakerbom na miejsce. Uff, nie myślałem, że potrzeba do tego tyle siły. Kurs kompasowy 260º. Karfi w półwietrze znowu jedzie siedem węzłów. O brzasku mijam trawers Hammerhavn. Po szóstej dzwoni Jacek. Dzięki internetowej, aktywnej mapie wie, że za mną pojechał Bluefin. Wiatr słabnie. Ciężki Karfi zaczyna zwalniać, co sprawia że lekki Bluefin zbliża się. Rywal płynie blisko brzegu. Ja jestem trzy mile na zachód. Około godz. 10 ostatni kontakt z Jackiem. Prognoza mówi o wiatrach do 8B. Mam jechać jeszcze na zachód, a potem zwrot na Świnoujście. Refuję grota i zmieniam przedni żagiel na foka marszowego. Wykonanie tych czynności zajęło chyba 40 minut. Zmęczony wracam do steru. Wyprowadzam jacht z dryfu. Kierunek wiatru zmienił się zgodnie z prognozą. Lewym halsem mogę iść 280º. Biję się z myślami. Jechać tak dalej jeszcze godzinę lub dwie czy już zrobić zwrot? Co będzie lepsze? Rady Jacka zawsze były dobre, ale tutaj jestem sam i to ja muszę podjąć decyzję. Jeżeli zrobię zwrot teraz, to mój kurs doprowadzi mnie pod Międzyzdroje. Halsowanie od Międzyzdrojów do Świnoujścia przy tym kierunku wiatru – będąc osłoniętym od fali – wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Robię zwrot. Po 20 minutach wiatr się wzmaga. Wiatromierz pokazuje od 23 do 28 węzłów. Na horyzoncie zwały cumulonimbusów. Wyglądają pięknie, ale wolałbym ich nie widzieć.

Pomimo zrefowanych żagli prędkość Karfiego ustala się pomiędzy 6, a 7 węzłów. Po lewej burcie cały czas widzę Bluefina. Odległość między nami to 3-4 mile. Zwały chmur są już całkiem blisko. Widać pionowe smugi deszczu. Pierwszy szkwał. Wiatromierz pokazuje 36 węzłów. Karfi przechyla się i zaczyna przyspieszać. Morze nie jest jeszcze zbyt zafalowane i prędkość rośnie do 8 węzłów. Spoglądam za lewą burtę. Bluefin coraz mniejszy. Siła wiatru spycha go na wschód. Jego mała masa nie jest teraz atutem. To już warunki dla morskich jachtów. Dopada nas pierwsza ulewa. Rywal niknie za ścianą deszczu i chmur. Spotkania z coraz większymi falami powodują potężne uderzenia o kadłub, które przenoszą się na maszt i olinowanie. Spoglądam wówczas ze strachem, czy wszystko trzyma. Pierwsza ulewa zostawia mnie całego przemoczonego. Pomimo sztormiaka w wersji ocean mam mokre wszystko, łącznie ze slipami. Na początku mi to przeszkadza, ale po drugiej ulewie jest mi już wszystko jedno. Każda następna rodzina chmur przynosi coraz mocniejsze szkwały, które potrafią trwać nawet 15 minut. Największa prędkość wiatru, jaką pokazał mój wiatromierz to 38 węzłów. Potem po prostu się zawiesił. Tak to bywa z tymi bezprzewodowymi zabawkami.

Walka zaczęła się około godz. 12, a o godz. 19 zobaczyłem brzeg. Przywiązałem ster (autopilota brak) i szybko zszedłem do nawigacyjnej. Komputer też się zawiesił. Nie miałem czasu na jego naprawę, bo Karfi ze sterem na sznurku nie był zbyt stabilny. Odczyt pozycji z GPS, rzut oka na mapę (papierową) i wiem, że widzę Kawczą Górę. Trochę więc mnie zniosło, ale i tak jest dobrze. Przy tym wietrze mogło mnie zdryfować nawet pod Dziwnów. Po godz. 20 pierwszy telefon. Dowiaduję się, że jestem na początku stawki. Hals z przyczyn technicznych schował się do Dziwnowa. Część jachtów, które wybrały najkrótszą drogę, nie dało rady halsować. Schowały się na Bornholmie. Za mną był tylko Bluefin, który cały czas deptał mi po piętach oraz Ocean 650, który wziął się nie wiadomo skąd. Reszta była daleko. Pozostało mi przehalsować do główek Świnoujścia, gdzie wyznaczona jest meta. Ostatnie mile dłużyły się niemiłosiernie. W pobliżu brzegu, gdzie rzeczywiście fale były minimalne, osłabł również wiatr. Rozum podpowiadał mi „rozrefowac żagle”, ale ciało mówiło, że nie ma siły. GPS pokazuje prędkość nad dnem 1-1,5 węzła mniejszą, niż log. To prąd Świny wspomagany zachodnim wiatrem tak mnie spowalniał. Trzeba było pójść pod Bornholmem jeszcze ze dwie godziny na zachód, to teraz siedziałbym już w marinie. Trudno! Szukam główki portu Świnoujście. Wchodziłem tu więcej, niż 100 razy. Wszystkie światła zlewają się w jedną całość. Co jest ze mną, gdzie ta główka? W końcu jest. Jeszcze mila i koniec. Karfi jako pierwszy przekroczył linię mety. Nie ważne, co pokażą przeliczniki. Ważne, że to już koniec i że jesteśmy pierwsi. Co za rok? Zobaczymy. Na razie mam w głowie słowa: „nigdy więcej”.

Andrzej Wojciechowski

Po korekcie czasu w grupie KWR wygrał Bluefin z Krzysztofem Krygierem.

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości