Sandra Jankowiak. Krótka opowieść o cierpliwości i poszukiwaniu własnej drogi
Wszystko się zaczęło od błękitnych żagli i szkółki ŻMKS Poznań. Pewnego weekendu na Jeziorze Kierskim jakiś szkrab pałętał się na trasie regat tuż przed czołówką klasy Optimist zmierzającą do boi. Po chwili niebieski żagiel pierwszy minął górny znak. Na motorówce podpływa Leszek Kostański z AZS Poznań i mówi: „Dziewczynko, popłyń trochę dalej, bo tu są rozgrywane zawody”. Sandra, skupiona na sterze i żaglu, odwraca na chwilę głowę i trochę nieśmiałym głosem odpowiada: „Proszę Pana, ale ja też startuję”.
Po latach, gdy nastał czas dorosłego żeglarstwa, Sandra współtworzyła załogi, które rozpadały się po miesiącach treningów. Próbowała też sił w roli sterniczki. Dwa razy rzucała żeglarstwo na kilka lat – łącznie miała prawie siedem sezonów przerwy. W tym czasie ukończyła dwa kierunki studiów na politechnice. Osiągała sukcesy w lekkoatletycznym trójskoku. Zdobyła pracę w znanej firmie informatycznej i zaczęła na poważnie układać sobie życie poza sportem: chłopak, działka, kredyt oraz plan budowy domu, którego projekt leżał już na stole… Wodę i żagle oglądała z okna pociągu, podróżując przez stację Kiekrz z rodzinnych Szamotuł do Poznania. Niewiele wskazywało na to, że pewnego dnia postanowi odłożyć wszystko na później i ponownie wrócić do treningów. Dziś razem ze sterniczką Olą Melzacką przygotowuje się do igrzysk olimpijskich – załoga będzie walczyć o medal w klasie 49er FX. Oto opowieść o cierpliwości, determinacji i poszukiwaniach własnej drogi oraz o tym, że do żeglarstwa wrócić można zawsze.
Cały artykuł na łamach magazynu „Wiatr”.
https://online.publuu.com/287/1320449
https://magazynwiatr.pl/pdf/MagazynWiatr_08_2024.pdf