Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Windsurfing za burtą

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • poniedziałek, 30 lipca 2012

Windsurfing za burtą

Działacze ISAF wyrzucili z programu igrzysk deskę z żaglem

Podczas konferencji we Włoszech działacze Międzynarodowej Federacji Żeglarskiej (ISAF) podjęli decyzję o wyrzuceniu z programu igrzysk windsurfingu. Za cztery lata w Rio de Janeiro zastąpi go deska z latawcem, która wygrała głosowanie delegatów zaledwie dwoma głosami (19:17).

To niekorzystna decyzja nie tylko dla polskich zawodników, którzy tworzą najliczniejszy i najsilniejszy team windsurfingowy na świecie, ale także dla całego żeglarstwa olimpijskiego tracącego lubianą i widowiskową konkurencję. Jak do tego doszło? Polskim przedstawicielem na konferencji we Włoszech był Tomasz Chamera, dyrektor sportowy w PZŻ. – Wydawało się, że windsurfing jest niezagrożony – relacjonuje Chamera. – Komisja Events rekomendowała wybór klasy RS:X na 2016 rok (wynik głosowania to 14:2). Ale później do głosu doszli Amerykanie, którzy opowiedzieli się za kitesurfingiem. Poparł ich delegat z Irlandii. Francuzi i Włosi nabrali wody w usta. Hiszpanie też byli za deską z latawcem, choć przecież mają doskonałych windsurferów. A delegat z Chin nie przyjechał na konferencję i nie wytypował zastępcy. Chyba zapomniał, że jego kraj kupił ostatnio aż 100 kompletów desek klasy RS:X. Tak na marginesie, kilku delegatów nie ma w swoich krajach ani windsurfingu, ani kiteboardingu i wątpię, by chcieli zainwestować w którąś z tych konkurencji. Jak tonący chwytałem się brzytwy. Powtórzyłem wszystkie argumenty przemawiające za windsurfingiem: 52 kraje uczestniczące w mistrzostwach świata klasy RS:X, prężne floty juniorskie, dobra organizacja medialna oraz fakt, że wyrzucenie windsurfingu to wywalenie na bruk wielu osób i zabicie marzeń doskonałych zawodników trenujących od wielu lat, by pojechać na igrzyska. Jedyną osobą poza mną, która zabrała głos, wspierając windsurfing, był delegat z Brazylii.

– Zwolennicy kitesurfingu byli dobrze przygotowani do konferencji – dodaje Tomasz Chamera. – Agitowali działaczy ISAF, mówiąc, że nowa konkurencja będzie tańsza, że zmniejszą się koszty transportu, a deska z latawcem przyciągnie media. Nauczeni wydarzeniami z przeszłości wiemy, że na pewno tak nie będzie. Uważam, że obie konkurencje mogłyby funkcjonować obok siebie. Wyrzucenie windsurfingu jest złą decyzją. Niestety, wydaje się, że nieodwracalną.

Głosami żeglarzy z ISAF wygrał sport, którego nie można uprawiać na wielu akwenach śródlądowych. W Polsce trudno latać z latawcem w Warszawie, Poznaniu czy w Mrągowie. A na windsurfingu można trenować wszędzie. Poza tym trudno się zgodzić z opinią, że kitesurfing jest bardziej widowiskowy dla mediów niż windsurfing. Żaden obiektyw aparatu czy kamery telewizyjnej nie obejmie zawodnika na desce z latawcem, by cały jego sprzęt był widoczny w kadrze i na dużym zbliżeniu. – Jaka będzie medialność kitesurfingu? Odlecą daleko w morze i nikt ich nie będzie widział – mówi Piotr Hlavaty, komandor SKŻ Ergo Hestia Sopot, wiceprezes PZŻ do spraw sportu.

Jest także druga strona medalu. Windsurfing przeżywa na świecie kryzys. Amatorów uprawiających ten sport jest coraz mniej, niektórzy zauważają nawet, że windsurfing stał się sportem osób w dojrzałym wieku. Kłopoty mają sklepy handlujące sprzętem, niektóre znikają z rynku. Na plażach coraz więcej jest miłośników deski z latawcem. To sport dość prosty w nauce, sprawny debiutant już po kilku godzinach ćwiczeń może samodzielnie wypłynąć na zatokę. Deska z żaglem wymaga więcej cierpliwości, determinacji i siły.

Najgorsze w całym zamieszaniu jest to, że decyzja wąskiego grona działaczy burzy plany i życie setek, a może nawet tysięcy osób. Wielu zawodników może zrezygnować z wyczynowego sportu, załamie się szkolenie w klubach, pracę stracą trenerzy, a członkowie kadry – stypendia. W lipcu SKŻ Ergo Hestia Sopot ma zorganizować mistrzostwa Europy w klasie RS:One. To nowa młodzieżowa konkurencja windsurfingowa, która miała przygotowywać zawodników do żeglugi na olimpijskiej desce RS:X. Teraz wszystko traci sens: produkcja nowych desek i pływanie na nich. Dlatego nie wiadomo, czy te regaty się odbędą.

Po decyzji ISAF w internecie rozpętała się burza. Zwolennicy windsurfingu z całego świata zaczęli protestować i pisać listy. W serwisie change.org petycję zatytułowaną „ISAF: Keep Windsurfing as Olympic Discipline” w kilka dni podpisało 15 tys. osób. Ale czy to może coś zmienić? Co w tej sytuacji mogą zrobić polscy zawodnicy z klasy RS:X? Niektórzy twierdzą, że to koniec ich pięknych karier sportowych. Inni uważają, że jeśli tylko zechcą, wsiądą na deskę z latawcem i po kilku miesiącach znów będą wygrywać. Kiedy deskę Mistral zastąpiono klasą RS:X, zawodnicy formuły windsurfing niemal wieszali sobie na szyi medale. Wydawało im się, że wykorzystają swoją umiejętność jazdy w ślizgu i zmienią skład polskiej kadry. Szybko zrozumieli, że to niemożliwe, bo nie byli gotowi na zmianę trybu życia, reżim treningowy i wszystkie poświęcenia, jakich wymaga zawodowy sport. Czy podobnie będzie tym razem? Czy Piotr Myszka, medalista mistrzostw świata i Europy, pojedzie na igrzyska do Brazylii z latawcem?

Krzysztof Olejnik

Grzegorz Myszkowski, pierwszy polski olimpijczyk w konkurencji windsurfingowej (Seul, 1988)

Wyrzucenie windsurfingu z igrzysk to głupota. Nie rozumiem, dlaczego skonfrontowano deskę z żaglem i kiteboarding. Wyrzucono bardzo popularną dyscyplinę sportu, uprawianą przez tysiące osób na całym świcie i na wszystkich akwenach, a pozostawiono na przykład klasę Finn, na której ściga się garstka sterników. Mam wrażenie, że ta decyzja zapadła pod wpływem nacisku firm kitesurfingowych. Na igrzyskach kite najpierw powinien być konkurencją pokazową.

Nie wyobrażam sobie szkolenia dzieci i młodzieży na desce z latawcem. Przecież kitesurfing to nie tylko fajna zabawa, ale także wypadki śmiertelne i sporo poważnych kontuzji. We Włoszech, na przykład na jeziorze Garda, na deskę z latawcem mogą wsiąść dopiero trzynastolatkowie. W tradycyjnym żeglarstwie trzynastolatek jest już doświadczonym zawodnikiem obytym z wodą, wiatrem i regatową rywalizacją.

Leszek Kostański, trener koordynator w AZS Poznań. Klub prowadzi młodzieżową sekcję windsurfingu.

Decyzja działaczy w sprawie windsurfingu jest pochopna i nieprzemyślana. Odcina od możliwości uprawiana deskowej konkurencji wszystkich, którzy nie mieszkają nad morzem. To po prostu gol strzelony do własnej bramki. My na razie nie przejmujemy się powstałym zamieszaniem i robimy swoje. Deska z żaglem raczej pozostanie w systemie szkolenia sportowego PZŻ. Konkurencja między windsurfingiem i kiteboardingiem jest podobna do tej, jaką przed laty prowadziły środowiska związane z nartami i snowboardem. Dziś nikt do tego nie wraca, a oba sporty są obecne na igrzyskach.

Piotr Hlavaty, komandor SKŻ Ergo Hestia Sopot, najsilniejszego klubu windsurfingowego w Polsce. Wiceprezes PZŻ do spraw sportu. Wiceprezydent Międzynarodowego Związku Klasy RS:X. Członek Komisji Windsurfingu i Kitesurfingu ISAF.

Jak tu teraz żyć? To proste. Nasz klub kupuje sprzęt do kitesurfingu, rozpoczynamy treningi i za rok będziemy wygrywać w nowej konkurencji. Jeśli dzisiejszy mistrz świata na desce z latawcem myśli, że będzie najlepszy również za rok, a później pojedzie na igrzyska po medal, bardzo się myli. Za rok będzie zaledwie tłem dla wyczynowych sportowców, którzy przesiądą się na kite z windsurfingu. Dzisiejsze gwiazdy kiteboardingu w porównaniu z naszymi zawodnikami to zwykli turyści.

Uważam, że teraz należy przeprowadzić kampanię odwoławczą i spróbować przekonać działaczy, że podjęli pochopną decyzję. Jeśli się nie uda, to zapewne zgłosimy nową konkurencję windsurfingową do igrzysk 2020. Ale nie będzie to już raczej deska klasy RS:X, lecz zupełnie nowa konstrukcja.

Andrzej Piasecki, trener polskiej kadry klasy Finn

Jestem spokojny o naszych najlepszych deskarzy. Za chwilę przesiądą się na kitesurfing i też będą wygrywać. Czym różnią się te dwie konkurencje? Deska podobna, wiatr taki sam dla wszystkich, pozycja zawodników niemal identyczna, tylko pędnik trochę inny. Dlatego nie rozpaczam po decyzji ISAF. Sytuacja była podobna, kiedy wprowadzano windsurfing do programu igrzysk. Wielu mówiło wtedy, że to nie jest żeglarstwo. Teraz takie same opinie słyszę na temat kitesurfingu. Nie ma wielkiego znaczenia klasa, bo w czołówce i tak będą ci sami ludzie. Przemek Miarczyński zapewne już szuka sprzętu. Żeglowania na desce z latawcem nie będzie musiał się długo uczyć. W krótkim czasie poradzi sobie doskonale.

Paweł Kowalski, trener polskiej kadry klasy RS:X

Co czuję? Niesmak. Dlatego, że działacze ISAF nie wyrzucili z igrzysk jednej konkurencji, ale skreślili cały windsurfingowy sport. Trochę szkoda. Tyle lat pacy, a teraz trzeba zaczynać od nowa. Jednak nie będziemy biadolić, tylko zajmiemy się kitesurfingiem. Ciężka praca to nasza specjalność. Wierzę, że uda się stworzyć team wspólnie z najlepszymi polskimi zawodnikami pływającymi dziś na desce z latawcem. Wymienimy doświadczenia i zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Niestety, decyzja działaczy ISAF przyszła w złym momencie, tuż przed igrzyskami. Widzę, że zawodnicy ze światowej czołówki klasy RS:X są dość mocno zdezorientowani. Niektórzy mają taki nastrój, jakby im umarł ktoś bliski. W naszym obozie na szczęście nie ma lamentów. Cieszy mnie to, ze najlepsi z ekipy przyjęli wiadomość z konferencji ISAF spokojnie i nie rozpaczają. Przemek Miarczyński, nasz reprezentant na igrzyska, planuje spróbować sił w kitesurfingu. Zofia Noceti-Klepacka też nie zamierza złożyć broni. Czy mistrzowie windsurfingowej klasy RS:X mogą być za kilka miesięcy czołowymi zawodnikami nowej konkurencji? Powiem szczerze: nie wiem. Na razie koncentrujemy się na najważniejszym celu, czyli na igrzyskach olimpijskich w Londynie.

 

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości