Za grosze lub za fortunę
Codziennie inny port, nowa tawerna i nowi sąsiedzi na kei. Odrobina adrenaliny w trakcie rejsu, nauki w czasie nawigacji i prawdziwej przygody. Jak zorganizować swój pierwszy rejs?
W całym kraju działa kilkadziesiąt firm oferujących czartery łodzi za granicą; od tanich kilkuletnich jednostek za 850 euro na tydzień po nowe, piętnastometrowe jachty dla 10 osób za 4,5-5 tys. euro. Pośrednicy twierdzą, że co roku wakacje na jachtach spędza kilkanaście tysięcy Polaków. Rynek się rozwija mimo kryzysu, bo w ślad za żeglarzami podążają nad Adriatyk zwykli turyści, którzy chcą posmakować żeglarstwa.
Prawie każdy, kto radzi sobie z dużym jachtem na Mazurach, nie powinien mieć kłopotów z kierowaniem dziesięciometrową łodzią na Adriatyku. Na pokładzie prawie nie trzeba ruszać się z bezpiecznego kokpitu. Genua zwija się wokół sztagu. Grot w kilka sekund chowa się wewnątrz grubego masztu; wystarczy pociągnąć odpowiednią linę. Jachty wyposażone są w silnik i kotwicę sterowaną pilotem oraz w ponton, który pozwala podpłynąć pod dziki brzeg. Pod pokładem znajdziecie wygodne koje z pościelą, ubikacje z prysznicem, lodówkę, kuchnię gazową, komplet garnków i talerzy, mapy i przybory nawigacyjne, GPS, radio oraz odtwarzacz CD.
Jednak nawet tak dobrze wyposażonymi jachtami nie mogą sterować osoby bez uprawnień, a raczej bez praktyki. Bo o ile w Polsce dla morskich urzędników ważne są papiery i pieczątki, dla armatorów w Grecji i Chorwacji liczą się umiejętności. Choć na każdym jachcie teoretycznie powinno być dwóch żeglarzy z patentami sternika morskiego, często w morze wyruszyć mogą osoby bez tych dokumentów.
W Grecji wystarczy pokazać książeczkę żeglarską z wpisanymi rejsami. Można przedstawić zaświadczenie z klubu. Liczy się nawet własnoręcznie sporządzone pismo, w którym poświadczamy naszą żeglarską wiedzę. Często praktykowany jest tzw. test kompetencyjny, w którym przedstawiciel armatora osobiście sprawdza umiejętności klienta. W ostateczności początkująca załoga może wynająć skippera (za 80-100 euro dziennie). Niekiedy morscy nowicjusze, którzy pół życia spędzili na Mazurach, kierowani ostrożnością biorą skippera na pierwsze dwa dni rejsu. Zdarza się, że po kilku godzinach żeglugi skipper mówi: „Panowie, odstawcie mnie do portu, bo jestem niepotrzebny”.
Firmy chorwackie oprócz patentu sternika oczekują od żeglarzy licencji radiooperatora UKF. Jak twierdzą polscy pośrednicy, często ta licencja jest ważniejsza niż patent żeglarski. Ale oczywiście Chorwaci nie mogą sobie pozwolić na to, by stracić klientów, więc organizują przyspieszone kursy, po których można otrzymać stopień Voditelj Brodice. Egzamin za 75 euro trwa 15 minut. I bardzo trudno go oblać.
Jak zabrać się za organizację własnego rejsu? Pierwszy krok to skompletowanie załogi. Drugi – wybór kraju i akwenu. W Grecji jachty są o około 20 proc. tańsze niż w Chorwacji, ale do Aten lub na którąś z greckich wysp trudno dojechać autem, więc koszty wyprawy wzrastają o ceny biletów lotniczych (około 800 zł na osobę). Nad chorwackie wybrzeże można dojechać samochodem lub autobusem (bilet w obie strony dla jednej osoby – także dla dziecka – kosztuje 400 zł, jedzie się ponad dobę). U wybranego pośrednika w Polsce wybieramy jacht, podpisujemy umowę i wpłacamy zaliczkę – 30 lub 50 proc. ceny czarteru. Nie warto szukać jachtu na własną rękę, bo nawet jeśli zjawimy się osobiście w chorwackim porcie, to większość firm każe nam załatwiać formalności przez swego polskiego agenta. Resztę opłaty czarterowej uiszczamy najpóźniej cztery tygodnie przed wejściem na pokład.
Stali klienci lub osoby, które zamawiają jacht 4-5 miesięcy przed wyjazdem, otrzymują 5 proc. zniżki. Za wynajęcie jachtu na dwa tygodnie zapłacimy mniej o 10 proc. Na rynku pojawiają się też oferty last minute; można wówczas wytargować upust nawet do 30 proc. Zdarza się, że wczesną wiosną lub późną jesienią firma szuka załogi, która przeprowadzi jacht z jednego portu do drugiego; wówczas można żeglować nawet za połowę ceny (ale prawie zawsze pod wiatr; na przykład ze Splitu do Dubrownika lub z wyspy Rodos do Aten). Uwaga: armatorzy i ich pośrednicy niechętnie zwracają wpłaconą zaliczkę, nawet jeśli załoga zrezygnuje z wyprawy z powodu nagłej choroby. Gdy wycofamy się wcześniej, niż dwa miesiące przed rejsem, stracimy 30 proc. wartości czarteru. Jeżeli rozmyślimy się na niecałe dwa miesiące przed wakacjami – armator potrąci połowę. Gdy zmienimy plany na niecały miesiąc przed startem – stracimy wszystkie pieniądze. Nawet solidni armatorzy nie oddają wpłaconych kwot, ale ci przynajmniej rezerwują jacht na przyszły sezon i dzięki temu pieniądze nie przepadają.
Rodzinny rejs nie musi być drogi. Za wynajęcie 6-8-osobowego jachtu na tydzień w Chorwacji lub Grecji zapłacimy poza szczytem sezonu od 950 do 1400 euro. Wakacje na jachcie mogą więc okazać się tańsze niż wczasy nad Costa Brava lub na Majorce. Ale jeśli ktoś może zaszaleć – takich możliwości jak na jachtach nie znajdzie nigdzie.
Dobry pośrednik znajdzie dla Was na Seszelach 60-metrowy jacht stylizowany na starą brygantynę z 14 żaglami. Może zabrać na pokład 32 osoby, każda płaci tysiąc dolarów za tydzień. Można zarezerwować odrestaurowany szkuner z 1902 roku. Zabiera turystów w rejsy po wodach Indonezji; dwutygodniowa wyprawa kosztuje 4,2 tys. dolarów. Brygantyna Soren Larsen żegluje na Karaibach i południowym Pacyfiku. Jej goście podziwiają wulkany, odwiedzają zagubione wioski w buszu i poznają tańce plemienne (130 dolarów dziennie). Obsługa żaglowca Duen zaprasza na ekspedycje w świat natury do Kolumbii Brytyjskiej i południowej Alaski (12 dni za 2,1 tys. dolarów). Szkuner Victory wyrusza na dalekie południe; odwiedza rejony zlodowaceń i fiordów Przylądka Horn, a jego obsługa proponuje zwiedzanie stacji naukowych na Antarktydzie, wspinaczkę na lodowcach i nurkowanie pod lodem (od 195 do 300 dolarów za dzień). Bark Picton Castle, o długości 54 metrów, zabiera 38 osób w podróż dookoła świata. Po drodze odwiedza 47 portów w 22 krajach (tydzień kosztuje 700 dolarów, podróż można rozpocząć w dowolnym porcie). Nic tylko pakować worek.