Zobacz jak testowano tratwy

Szefowie i pracownicy stoczni Delphia Yachts z Olecka testowali sprzęt asekuracyjny, który trafia do klientów firmy wraz z jachtami.

– Chcieliśmy sprawdzią jak szybko otwierają się nasze tratwy. Ile trzeba mieć sił, by w grubym sztormiaku i w kaloszach pełnych wody wejść na pokład. Zawsze lepiej uczyć się na basenie. Na wzburzonym morzu nie będzie na to czasu – mówi Piotr Kot, współwłaściciel stoczni. Działanie tratw poznawali też pracownicy firmy. Niektórzy po raz pierwszy zobaczyli jak wygląda wyposażenie takiej jednostki. Tratwy oprócz sprzętu pirotechnicznego mają apteczkę, nóż, suchy prowiant, wodę, a nawet mały zestaw do wędkowania. Taki ekwipunek może wystarczyą rozbitkom nawet na dwa tygodnie. – Nie sądziłem, że aż tyle sprzętu mieści ta mała, biała skrzynka – mówi Paweł Błaszak, autor zdjęć z testu.

Nie każda tratwa biorącą udział w prawdziwej akcji ratunkowej może być ponownie zamontowana na pokładzie. Producenci mają tu różne wewnętrzne przepisy. Fabryka, zanim pozwoli na ponowne atestowanie tratwy, często chce poznać okoliczności zdarzenia.

Tratwa ratunkowa testowana na basenie z pewnością wróci do służby. Musi tylko trafią do autoryzowanej stacji serwisowej. Tam nastąpi sprawdzenie szczelności tratwy, suszenie, ponowne napełnienie butli dwutlenkiem węgla oraz ponowne zaprowiantowanie.

Tratwy, które nie były używane, także muszą trafiaą do serwisu. Przegląd kosztuje około 450 zł netto. Wykonują je dwie firmy z Trójmiasta i dwie ze Szczecina.

– Tratwy asekuracyjne montowane na jachtach użytkowanych prywatnie muszą przechodzią przegląd raz na trzy lata. A po 12 latach od zakupu – raz na rok. Jeśli jednak tratwa zamontowana jest na jednostce prowadzącej działalnośą komercyjną (na przykład na jachcie czarterowym), wówczas przegląd wykonujemy co roku – mówi Zdzisław Uherek z firmy Smart, która sprzedaje między innymi tratwy marki Zodiak.

Fot. Paweł Błaszak