Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

„Dar Szczecina” w Norwegii

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • poniedziałek, 5 marca 2012

„Dar Szczecina” w Norwegii

Wojtek Maleika zaprasza na północ

To dla nas idealne miejsce na żeglarskie podróże – niezbyt daleko od kraju, wiele przystani, nieograniczone trasy do pokonania i mnóstwo uroczych miejsc do odwiedzenia. Linia brzegowa Norwegii (uwzględniając fiordy i przybrzeżne wyspy) przekracza 25 tys. km, czyli jest dłuższa niż południki geograficzne Ziemi.


Fiordy to zatoki wcinające się głęboko w ląd z charakterystycznymi stromymi brzegami. Powstały poprzez zalanie żłobów i dolin polodowcowych. Najdłuższy jest na Grenlandii (350 km). Drugi co do wielkości to Sognefjord, a trzeci – Hardangerfjord (oba znajdują się w Norwegii). To właśnie z fiordów, dzikiej przyrody, stromych wzgórz i cudownych widoków słynie ten północny kraj.

Postanowiliśmy zobaczyć to wszystko na własne oczy. Na jachcie „Dar Szczecina”, tuż po zakończeniu regat The Tall Ships Races 2011, wybieramy się na 19-dniowy rejs po fiordach, w głąb Norwegii, aby przekonać się, czy to rzeczywiście jeden z najpiękniejszych zakątków Europy. Na początku chcemy dotrzeć jak najdalej na północ, a wracając, penetrować norweskie wody. Wprawdzie stajemy jeszcze na chwilę w Marstrand w Szwecji, by pozwolić wydmuchać się zachodniemu wiatrowi, ale już następnego dnia gonimy po 8, 9 węzłów ku Sognefjord, do którego wejście znajduje się 40 mil na północ od Bergen. Dopływamy tam po dwóch dobach żeglugi. Cumujemy w maleńkim zacisznym porcie Leirvik. Przez kolejnych kilka dni eksplorujemy ten najdłuższy fiord, odwiedzając Fresvik (z ładnym wzgórzem widokowym), Flaam (z historyczną kolejką kursującą zboczami okolicznych gór), Gudvangen (znajdujące się na końcu Naeroyfjord, ponoć najpiękniejszego fiordu Norwegii). Potem powoli płyniemy na południe, zatrzymując się w Bergen, Stavanger i kilku mniejszych miejscowościach.

Pogoda bywa kapryśna

Większość Norwegii leży w strefie klimatu umiarkowanego morskiego, a północna część (ta za kołem polarnym) umiarkowanego chłodnego morskiego. Co to właściwie oznacza? W uproszczeniu tyle, że mieszkających nad morzem nie nękają surowe zimy, ale muszą się oni pogodzić z niezbyt ciepłym i, niestety, często deszczowym latem. Ciepły Golfsztrom na szczęście powoduje, że letnie temperatury na zachodnim brzegu Norwegii są całkiem przyjemne jak na te szerokości geograficzne, mogą sięgać nawet 30 stopni Celsjusza. Musimy jednak być przygotowani na częste opady. W konkursie na najbardziej deszczowe miejsce zdecydowanie wygrywa Bergen. To położone na siedmiu wzgórzach miasto (prawie jak Rzym) wyłapuje i przytrzymuje wszystkie chmury, które długo wiszą nad jego uliczkami. Średnie opady roczne wynoszą 2250 mm (dla porównania w Warszawie jest to 600 mm). Na szczęście, większość z nich jest krótkotrwała i przeplatana słońcem.

A co z wiatrami? Na pełnym morzu może przywiać. Morze Północne bywa okrutne, nawet w pełni lata zdarzają się wiatry od 8 do 10 stopni Beauforta i tworzą się duże fale. Z takimi warunkami nie należy walczyć. Lepiej zawinąć do fiordu, a jeszcze lepiej do portu. W fiordach z kolei zawsze wieje w twarz. No, czasem w plecy, jednak zawsze wzdłuż fiordu, nawet jeśli ten skręca o 150 stopni. Wiatry też potrafią być porywiste, nie tworzy jednak się zbyt duża fala. Możemy liczyć na szybką i przyjemną żeglugę, najlepiej na zredukowanych żaglach. Przy przeciwnych wiatrach lub bezwietrznej pogodzie (zjawisko dość częste) pozostaje włączyć silnik.

Płynąc w kierunku Norwegii, warto korzystać z prognozy Deutschlandradio (177 kHz), potem BBC4 (198 kHz), a w fiordach z wielu serwisów internetowych, np. www.passageweather.com lub www.weatheronline.pl (internet bezprzewodowy dostępny jest w większości portów). Interesujące nas akweny to North Utsira, South Utsira, Fischer, Skagerrak i Kattegat. Warto dodać, że prognozy mają dużą sprawdzalność.

Płynęliśmy podczas wszelkich możliwych warunków pogodowych, no, może oprócz zamieci śnieżnej. Rejs odbywał się pod koniec sierpnia, udało nam się załapać na kilka słonecznych dni (nawet z opalaniem na pokładzie), kilka dni wietrznych (8 stopni Beauforta „w twarz” już w Skagerraku) oraz kilka z przelotnymi opadami. Osławione deszczowe Bergen ugościło nas pięknym słońcem i przyjemnym ciepłym wiatrem.

Przystanie i żegluga

Poza największymi miastami, jak Oslo, Kristiansand, Stavanger czy Bergen, nie powinniśmy oczekiwać dużych nowoczesnych marin. Szczególnie w fiordach. Miejsc, gdzie można przycupnąć, jest wiele, ale są to zazwyczaj niezbyt długie betonowe keje lub drewniane pomosty.

W „wysokim” sezonie (od końca czerwca do połowy sierpnia) do pomostów cumują najczęściej lokalne niewielkie statki wycieczkowe i promy. W tym okresie zdecydowanie trudniej znaleźć miejsce, szczególnie za dnia, kiedy lokalne łodzie wyruszają w krótkie rejsy po fiordach. Późnym wieczorem można jednak liczyć na uprzejmość i dokleić się do stateczku lub innego jachtu. Kiedy cumujemy do takich pomostów (szczególnie w ciągu dnia), warto, by zawsze ktoś był na pokładzie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zostaniemy poproszeni o zwolnienie kei dla przypływającego promu. Uważajmy też na głębokości. Choć fiordy są z reguły bardzo głębokie, przy brzegu, wzdłuż niewielkich kei, często mają dwa metry lub mniej. Na szczęście, bardzo czysta woda ułatwia obserwację podczas manewrów.

W nieco większych miejscowościach, jak Bergen, Stavanger czy Tau, są mariny lub keje dla żeglarzy. Ciekawostką jest, że nie ma w nich bosmana czy innych pracowników, przystanie są bezobsługowe. W parkomacie płacimy za postój, wodę i prąd. W innym automacie kupujemy żetony lub kartę magnetyczną, aby skorzystać z prysznica czy pralki. Czy jest drogo? Za małą łódkę trzeba zapłacić 150 zł. Za większy jacht – 250 zł i więcej. Zupełnie inaczej jest w malutkich miejscowościach z małymi kejami, tam opłata często wynosi 50 zł.

Mimo wielu żeglarskich atrakcji, które zapewnia Norwegia, nie pływa tam zbyt wiele jachtów. Nas najbardziej zaskoczyło to, że niewielu Norwegów żegluje po fiordach, choćby nawet weekendowo. Jeśli mijamy jakiś jacht, to często jest pod polską banderą. Przez cały nasz rejs minęliśmy się na wodzie zaledwie z kilkoma jachtami.

Jeśli chodzi o pomoce nawigacyjne, powinniśmy się zaopatrzyć w dobre mapy. Te najlepsze to norweskie zestawy dla żeglarzy. Niestety, są dość drogie (od 150 do 300 zł) i obejmują niewielki fragment wybrzeża. Na nasz rejs potrzebowaliśmy aż osiem zestawów. Mapy elektroniczne używane powszechnie na naszym rynku są dość dokładne, jeśli chodzi o linię brzegową czy głębokości, nie zawierają jednak wielu informacji o małych marinach, przystaniach i pomostach. Z takimi mapami trudno planować miejsca postojów, ale w tym wypadku pomocne są locje. W szczególności polecam Norwegia Cruising Guide 2010 (po angielsku).

Pływy w Norwegii nie są zbyt wysokie, w zależności od miejsca średnio wynoszą od 0,5 m do metra. Nie są takie duże, aby się nimi mocno martwić w trakcie żeglugi, ale wystarczające, żeby zwrócić na nie uwagę w trakcie postojów. Powodują także niewielkie prądy wewnątrz fiordów.

Atrakcje i krajobrazy

Norwegia to przede wszystkim przyroda, krajobrazy i zapierające dech w piersiach widoki. Jest to też miejsce dla żeglarzy, których pasją są góry. Niemal z każdego miejsca można się wybrać na pieszą wycieczkę na jedno z pobliskich wzgórz (niektóre mają ponad 1000 metrów wysokości). W trakcie rejsu zaliczamy kilka obowiązkowych atrakcji. Najsłynniejsza z nich to Preikestolen, czyli punkt widokowy z wysuniętym blokiem skalnym wiszącym 604 metry nad Lysefjordem. To – moim zdaniem – jeden z najpiękniejszych widoków na świecie. Warto także spojrzeć na Bergen z pobliskiego wzgórza Fløyen, odwiedzić muzeum oleju w Stavanger i przejechać się kolejką turystyczną we Flam, a przede wszystkim spacerować wzdłuż fiordów lub wspinać się na okoliczne góry. Z pewnością każdy postój w porcie łatwo można zamienić w ciekawą wycieczkę.

Rodacy są wszędzie

Dopływamy do pierwszej miejscowości w Norwegii. Na kei wita nas 5-osobowa grupa rodaków. To pracownicy pobliskiej niewielkiej stoczni. Zapraszają, a właściwsze ciągną nas na swoją imprezę. Twierdzą, ze jesteśmy pierwszą polską załogą od lat, która dobiła w to miejsce. Chyba się zdziwili, gdy w nocy do naszej burty przycumował „Dar Świecia”.

Kolejny postój to Fresvik. Podchodzimy do niego o północy, oświetlając latarką krótkie nabrzeże. Na ławce siedzą dwie dziewczyny. Nawet żartujemy, że pewnie Polki. Oczywiście, mieliśmy rację. Przyjechały zbierać maliny. W tym porcie nie spotykamy już innych ludzi.

Rodaków spotykamy prawie na każdym kroku. Przyjeżdżają tu do pracy. Choć życie w Norwegii jest bardzo drogie, koszty utrzymania rekompensują norweskie zarobki. Spotykamy też Polaków turystów, ale jest ich zdecydowanie mniej. Być może dlatego, że Norwegia jest dla nas dość droga. Wystarczy wspomnieć, że Oslo to jedno z najdroższych miast na świecie. Chleb w markecie kosztuje przynajmniej 10 zł, czekolada – 15 zł, a na pizzę trzeba wydać od 50 do 70 zł. Ceny alkoholu są tak wysokie, że jedna z załóg robiła sobie zdjęcia w sklepie przy tabliczkach z cenami – wódka 0,7 l kosztuje od 150 do 200 zł. Warzywa i inne artykuły spożywcze są przynajmniej dwukrotnie droższe niż w Polsce. Dlatego przed wyprawą warto zrobić większe zakupy w kraju.

Podsumowując, w Norwegii jest dość drogo, ale cudownie. Myślę, że każdy żeglarz powinien przynajmniej raz wybrać się w te regiony. Zaryzykuję stwierdzenie, że wielu z was zakocha się w fiordach i górach tego kraju. Tym bardziej że co roku można popłynąć w inny region, gwarantujący nowe atrakcje i przeżycia. Ja na norweskie fiordy na pewno powrócę.

Wojtek Maleika

 

Tagi: .
Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości