Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Jak zginął Tomek Turski podczas regat „Poloneza”

Podczas tegorocznych regat „Poloneza” doszło do tragicznego wydarzenia – śmierć poniósł samotny żeglarz Tomasz Turski z pięciometrowej setki.

  • Tekst i zdjęcie Marek Słodownik
  • poniedziałek, 26 października 2015

Podczas tegorocznych regat „Poloneza” doszło do tragicznego wydarzenia – śmierć poniósł samotny żeglarz Tomasz Turski z pięciometrowej setki. Tomek zasłabł, pracując na pokładzie. Przedstawiamy materiał z wrześniowego wydania „Wiatru” pióra Marka Słodownika, dziennikarza obecnego w porcie podczas regat.

* * *

Po starcie setki płyną prawym halsem i dzięki dobrej taktyce zyskują nad wszystkimi, którzy wybrali lewy. W bajdewindzie są powoli wyprzedzane przez większe jachty, ale ostatnie nie są ani przez chwilę (aż do wycofania się z regat). Taktyka jest oczywista: na halsówce, w pierwszej części wyścigu, należy stracić jak najmniej, by podczas powrotu, na pełnych kursach, na których setki osiągają spore prędkości – poprawić pozycję. Jak na łódkę z małym ożaglowaniem, zbudowaną do dalszych rejsów, Piotr Czarniecki, Rafał Moszczyński, Kuba Raszowski i Leszek Stoch, żeglują bardzo dobrze taktycznie.

Tomek Turski z klasy Setka (Medium)

Sternicy zmagają się z żeglugą pod strome i krótkie fale. Około 12.40 Tomek przekazuje telefonicznie informację na ląd: „Jestem przypięty, mam lifeliny, steruje samoster. Będę go testował przez całą drogę, spróbuję nie dotykać rumpla”. „Quark” ma stacjonarny nadajnik UKF z anteną na topie masztu, więc w razie potrzeby żeglarz może nawiązać kontakt. Około 16.00 wszystkie setki robią zwrot i obierają kierunek północno-wschodni. „Quark” powoli zbliża się do „Atoma” i „Wojownika” – te dwie setki zmieniają się na prowadzeniu. Około 19.00 do Tomka podpływa Kuba Raszowski z „Mony”. Tomek siedzi w kabinie, pokazuje się w kokpicie, skarży się na chorobę morską, ale stwierdza, że jest OK.

Na podstawie trackingu dostępnego w biurze regat zebrani zauważają, że od 22.30 jacht Tomka pokazuje różne kursy i prędkość poniżej węzła. Tracking odświeża się co 15 minut, a sytuacja się nie zmienia. Podczas porannej dyskusji w biurze zebrani zwracają na to uwagę, ale nie wzbudza to niepokoju. Jacht płynie wolniej od konkurentów, ale takie sytuacje zdarzały się w przeszłości. Kurs na Świnoujście i mała prędkość zdają się świadczyć o awarii i zamierzonym powrocie do portu. Niektórzy podejrzewają złamanie masztu lub utratę steru.

„Quark” przez dziesięć i pół godziny pokonał 27 mil, może 30. Jest 15, 18 mil od brzegu – poza zasięgiem telefonii komórkowej. Jerzy Kaczor, sędzia główny regat, planuje wypłynięcie do jachtu motorówką, ale organizatorzy nie dysponują większym jachtem zdolnym do podjęcia akcji na pełnym morzu. Zainteresowani nadal obserwują tracking, ale nikt nie zakłada czarnego scenariusza.

Sytuację na trasie śledzi też w domu Janusz Maderski, konstruktor setek. Już wcześniej zwrócił uwagę na dziwne zachowanie „Quarka”, ale miał zbyt mało informacji, by podjąć działanie. Widząc na trackingu, że do Świnoujścia wraca setka „Giga” Lecha Stocha, prosi sternika, by podpłynął do Tomka. O 17.20 „Giga” zbliża się do „Quarka”. Maszt stoi, ale jest przechylony na lewą burtę. Tomek jest pod wodą, przy dziobie z prawej burty, w napompowanej kamizelce, przyczepiony do knagi dziobowej. Prawdopodobnie nie żyje od dłuższego czasu. O 17.23 SAR przyjmuje zgłoszenie. Kilka minut później Leszek z morza potwierdza pozycję. Z portu wypływają dwie jednostki SAR.

W marinie podejmowane są próby wypożyczenia jachtu motorowego, ale ma on niesprawny akumulator. Trwa ładowanie. O 18.40 jednostka SAR wraca do Świnoujścia. Wiadomo już, że Tomek nie żyje. O 19.29 z biurem regat kontaktuje się przedstawiciel portu, pytając, czy jacht zostanie zabezpieczony i odholowany. O 19.50 motorówka sędziego głównego wypływa w morze. O 20.24 SAR pyta organizatorów czy zawiadomiono policję i czy jacht jest już holowany. Sześć minut później do „Quarka” dociera motorówka sędziego głównego. Jerzy Kaczor potwierdził później, że maszt był pochylony, a wanta luźna. Poinformował też, że wskutek zafalowania, przed główkami portu maszt się przewrócił na pokład. O 21.37 „Quark” na holu dociera do mariny. Wkrótce przybywa policja i dokonuje oględzin jednostki. Na wieść o tragedii wszyscy żeglarze z setek zawracają do portu, ale dotrą do niego dopiero następnego dnia po południu.

Rano rozpoczyna się postępowanie Urzędu Morskiego. Trwa także wyjaśnianie okoliczności wypadku przez policję i prokuraturę. Do Świnoujścia przybywa rodzina Tomka, która identyfikuje ciało i zabiera z jachtu jego rzeczy. W piątek w marinie odbywa się podniosła uroczystość pożegnania żeglarza i złożenia wiązanki na pokładzie jego jachtu. Bandera do połowy masztu. Płoną znicze. W ceremonii bierze udział prawie sto osób. Jest zupełnie cicho. Koledzy z setek organizują transport i schronienie jachtu. W obliczu śmierci uczestnika regat odwołano wszystkie elementy wzbogacające program imprezy – łącznie z uroczystym zakończeniem.
Wypadek komentowano wśród uczestników. Wskazywano, że każdy płynie na własną odpowiedzialność. Zwracano uwagę, że prawie przez 17 godzin nie były znane przyczyny dryfowania łodzi. Inni zwracali uwagę na stan przygotowania jachtów, wskazując na konieczność zaostrzenia wymogów bezpieczeństwa. Dziś już wiemy, że Tomek zasłabł, stracił przytomność i nie odzyskał jej, gdy wpadł do wody, więc nie mógł się przesunąć po lifelinie ku rufie, by wrócić do kokpitu. Pozostał przypięty przy dziobie, tam gdzie wypadł.

Setka to jacht pięciometrowy, ale bezpieczny. Pokazały to rejsy Szymona Kuczyńskiego, jego start w regatach „Poloneza” dwa lata temu oraz ubiegłoroczny udział w wyścigu kilku setek. Łódź ma stosunkowo wysoką burtę, trudno na nią wejść z wody, zwłaszcza gdy nie ma relingów. Tomek miał jednak płetwy stabilizujące, po których mógł wrócić na pokład przez pawęż.

Żeglarzowi z Gorzowa bardzo zależało na udziale w regatach. Jego jacht taklowany był tuż przed startem, prace trwały także w Świnoujściu przy wsparciu innych setkowiczów. To miał być pierwszy rejs „Quarka”, wcześniej nie przechodził on żadnych prób na morzu. Trzy dni przed startem Tomek pisał na swoim blogu między innymi: „Pracy jeszcze w bród. Ale startuję na pewno. Dlatego zaniedbałem bloga, bo nie mam czasu go uzupełniać. A działo się bardzo dużo. Okułem maszt i bom. Zamontowałem ster i samoster. Dwa razy musiałem jechać do Szczecina po wanty i sztagi. Za radą Janusza zrobiłem płetwy stabilizujące. Jeszcze tylko włożyć styropian, zamocować handrelingi, szczątkowa elektryka i jadę”. Jacht Tomka nie miał ani powierzchni przeciwślizgowych na dachu kabiny, ani też handrelingów na nadbudówce – armator nie zdążył ich zamontować. Ale przeciągnął lifeliny i cały czas był w kamizelce przypięty do pokładu. Żeglarz przewidział możliwość wypadnięcia za burtę i sposób powrotu na jacht. Niestety zawiódł organizm. Tomek miał 48 lat…

Marek Słodownik

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości