Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Pierwszy rejs „Kapitana Borchardta”

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • sobota, 22 października 2011

Szwedzi nie kryli łez

Pierwszy rejs żaglowca „Kapitan Borchardt” pod polską banderą

Kilka godzin w autokarze z Warszawy do Gdańska, 19 godzin promem „Scandinavia” do Nynäshamn i… jesteśmy na miejscu. Czeka na nas trzymasztowy szkuner o długości 45 m, który Polacy kupili od Szwedów za 950 tys. euro. „Kapitan Borchardt” w ostatnich latach służył szkole morskiej w Sztokholmie, pływając pod nazwą „Najaden”. Ma 10 żagli o łącznej powierzchni 600 m kw. Może pomieścić 49 osób w 19 kabinach z łazienkami i klimatyzacją.

Do ostatniej chwili kapitanowie Magdalena Noworolska i Jerzy Pusiak starali się uporządkować sprawy formalne, aby podczas pierwszego rejsu (jeszcze z nazwą „Najaden” na burcie) żaglowiec płynął pod polską banderą. Udało się. Po zaokrętowaniu załogi szwedzki kapitan oficjalnie przekazał stery. Szwedzka bandera poszła w dół, a nasza w górę. Na kei w Nynäshamn zebrała się grupa mieszkańców. Wielu Szwedów nie mogło powstrzymać łez.

„Scandinavia” pozdrowiła nas przeciągłą, nostalgiczną syreną. Płyniemy. Wśród załogi wielu znamienitych gości. Żeglarze z „Pogorii”, przyjaciele projektu i ekipa telewizyjna. Kapitan Janusz Zbierajewski ogłosił regulamin obowiązujący w trakcie rejsu: „Ma być bezpiecznie, ma być miło, koniec regulaminu”. Cała załoga rzetelnie wypełniała wszystkie punkty.

Pierwsze chwile na pokładzie poświęcono na zwiedzanie. Na dziobie znajduje się wejście do przedniej części mieszkalnej. W dół prowadzą strome kręte schody. Trzeba będzie uważać na falach, żeby z nich nie spaść. Od schodów w głąb statku ciągnie się wąski korytarz. Pierwsze pomieszczenie po lewej to spiżarnia. Dalej, po obu stronach korytarza, mieszczą się kajuty.

Na śródokręciu najważniejsze miejsce to obszerna mesa. Wygląda jak wnętrze tawerny. Wieczorami mesa była miejscem spotkań i śpiewów przy gitarze. Cztery długie stoły z krzesłami wypełniają większość przestrzeni. Z mesy przechodzi się do kambuza. Jest tu lodówka, ekspres do kawy i serce tego miejsca – kuchnia z sześcioma palnikami.

Z pokładu głównego prowadzi zejście do kolejnych kajut. Na rufie jest wejście do obszernej kajuty kapitańskiej i jedno z najważniejszych miejsc na statku – sterówka. Tworzy niewielkie, w pełni zabudowane pomieszczenie z kołem sterowym, radarem, żyrokompasem i radiem. Jest niewielka. Brakuje też systemu AIS, ale wszystko w swoim czasie, nowy armator z pewnością zadba o dodatkowe wyposażenie.

Pierwszą noc na żaglowcu spędziliśmy przy dźwiękach silnika. Na morzu rozbudowała się spora fala. Pojawiły się pierwsze ofiary kołysania. W środę, o godz. 7.00, pogrążonych we śnie żeglarzy przywitała muzyka z głośnika pod pokładem. Po chwili przemówiła kapitan. Dobre wieści: zaczęło wiać. Stawiamy żagle. Wszyscy do lin. Mimo że pod kołdrą ciepło, a fale dobrze kołyszą do snu, stawiania żagli na nowym żaglowcu nie można przegapić. Fok, grot, bezan i trzy sztaksle w górę. Około 8.00 zaczęło wiać z korzystnego kierunku z siłą 4 stopni Beauforta. Słońce wyszło zza chmur, płynęliśmy z prędkością 7 węzłów.

Pierwsze godziny na większej fali i pod żaglami dały możliwość zaobserwowania, jak „Kapitan Borchardt” radzi sobie na wodzie. Żaglowcem lekko się steruje. Pod żaglami płynie naprawdę szybko. Zarówno kpt. Jacek Czajewski, jak i bosman Ryszard Rajchel stwierdzili, że żaglowiec jest „miękki”, czyli podatny na fale. Może to oznaczać konieczność dobalastowania jednostki. Trzeba jednak więcej godzin spędzić na morzu przy silnym wietrze, by dobrze poznać możliwości statku. Nikt nie ma jednak wątpliwości, pozyskanie tej jednostki to bardzo dobry zakup.

Czwartek upłynął pod znakiem wielkiego sprzątania. Statek musi lśnić podczas wejścia do portu w Helu. Uroczyste wpłynięcie zaplanowane zostało na 16.08. Z każdą milą przybliżającą nas do polskiego wybrzeża podekscytowanie na pokładzie rosło. Gdy tylko wychyliliśmy się zza półwyspu i zbliżyliśmy do portu, na spotkanie wypłynęły dwa kutry wycieczkowe. Na pirsie stał tłum ludzi. To komitet powitalny z burmistrzem Helu i minister Anną Wypych-Namiotko, przyszłą matką chrzestną statku.

Dwa dni na pokładzie „Kapitana Borchardta” minęły szybko. Czy żaglowiec odkrył swoją duszę? Z pewnością stworzył atmosferę żeglarskiej wspólnoty, co na morzu jest bardzo ważne. Ta atmosfera przeniosła się na ląd. Nowy polski żaglowiec ma już wielu przyjaciół, nie tylko w środowisku żeglarskim. Portem macierzystym „Kapitana Borchardta” został Gdańsk. Statek zacumuje na Motławie, przy hotelu „Hilton”.

Kamila Ostrowska

z pokładu „Kapitana Borchardta”

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości