Rozmowa z trenerem Pawłem Kowalskim

Magazyn Wiatr: Mamy dwóch gigantów. Piotr Myszka zdobył tytuł mistrza świata na olimpijskiej desce RS:X. Przemysław Miarczyński wywalczył srebrny medal. Co to oznacza w kontekście walki o igrzyska?

Paweł Kowalski, trener kadry klasy RSX: Oznacza, że jest okej. Że idziemy dobrą drogą, a praca przynosi efekty. Do niedawna mieliśmy jednego lidera – Przemka Miarczyńskiego. Dziś mamy dwóch równorzędnych zawodników. Walka między nimi o prawo startu na igrzyskach Londyn 2012 zapowiada się pasjonująco.

Co zadecydowało o sukcesie na mistrzostwach?

Przede wszystkim równe pływanie we wszystkich lub prawie wszystkich wyścigach. Akwen był dość trudny. Pogoda bardzo zmienna. Wiatry o różnej sile i z różnych kierunków. Nawet doświadczeni zawodnicy po jednym zwycięskim biegu, w kolejnym wyścigu lądowali na czterdziestej pozycji. Dlatego równe żeglowanie wysoko w stawce było decydujące.     

W jaki sposób dwa najcenniejsze medale dla Polski zostały przyjęte przez Waszych rywali?

Taki sukces z pewnością został zauważony i może budzić respekt. Inne ekipy opierają się na jednym dobrym zawodniku. My po raz kolejny pokazaliśmy światu, że mamy drużynę. Warto pamiętać o tym, że pod względem sportowym mistrzostwa świata są imprezą bardziej wymagającą, niż regaty olimpijskie. Na igrzyskach dochodzi wielka presja, ale klasowych rywali na trasie jest mniej.

Przemek Miarczyński i Piotr Myszka na zgrupowaniach mieszkali w jednym pokoju. Czy perspektywa walki, jaką muszą stoczyć, wpływa w jakiś sposób na ich relacje i atmosferę w zespole?

Pont i Piotr wciąż się kumplują. Razem z żonami i dziećmi spotykają się na obiadach. Jeżdżą razem na rowerze. Dzielą jeden apartament na regatach. Nie widzę żadnych przejawów rywalizacji na lądzie. Naprawdę szkoda, że na igrzyska może pojechać tylko jeden z nich.

Rozmawiał Krzysztof Olejnik

Fot. Paula Kopyłowicz