Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Szkoda życia, by siedzieć na brzegu

  • Mateusz Jabłoński, OR
  • poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Paweł Pochwała, dziennikarz TVP zakochany w żeglarstwie. Do szaleństwa…

Szkoda życia, by siedzieć na brzegu

Paweł Pochwała (na zdjęciu w objęciach Paula Goodisona), reżyser i dziennikarz telewizyjny prowadzący w Jedynce program „Kawa czy herbata?, stał się ambasadorem żeglarskiego świata w telewizji publicznej. Do swojego programu co rusz zaprasza znanych sterników. Przemyca na antenę newsy z oceanów. Gości Zbyszka Gutkowskiego, Romana Paszke i zawodników z kadry olimpijskiej. A po godzinach sam chwyta za ster. Pływa na laserze radialu w kategorii masters, wyrusza na zgrupowania do Hiszpanii i startuje w regatach. Dlatego u progu nowego sezonu poprosiliśmy Pawła, by na łamach „Wiatru” skomentował aktualne wydarzenia. I opowiedział nam o swych regatowych i dziennikarskich planach.

Krzysztof Olejnik: Paweł, czym dla Ciebie jest żeglarstwo?

Paweł Pochwała: Wszystkim! To moja pasja i styl życia. Uwielbiam wszystkie żeglarskie klimaty, nawet tego lasera, który robi ze mną, co chce… Cieszą mnie małe sukcesy sportowe (zwycięstwo w Pucharze Polski kategorii masters), wyjazdy na zagraniczne treningi (zgrupowania w Hiszpanii) oraz plany związane z nowym sezonem i startem w październikowych mistrzostwach Europy. Żeglowanie w wieku dojrzałym ustawiło mi życie na nowo. Biegam, chodzę na siłownię, trenuję trzy razy w tygodniu według planu przygotowanego przez trenera. I kocham to! Nie tylko z tego powodu, że to doskonała aktywność sportowa. Ale także dlatego, że żeglarstwo jest dziedziną, która zawsze czyni ludzi lepszymi. Ma doskonały wpływ na młodzież, organizuje życie dorosłym i pozwala zdobywać nowych kumpli w różnych zakątkach Europy. W moich programach chcę zachęcać widzów do kontaktu z tym światem.

Przed laty na Jeziorze Krzywym żeglowałem w barwach klubu Warmia. Pływałem na cadecie, 420, później trochę na 470. Ale wkraczając w dorosłość, jak większość z nas, przestałem żeglować regatowo. To był jeden z moich największych błędów. Dziś trochę chcę nadrobić stracony czas.

Rok temu pisaliśmy na łamach „Wiatru” o polskich mastersach z klasy Laser. Nazwaliśmy nawet lasera łódką na całe życie, bo żeglują na niej nastolatkowie, seniorzy oraz zawodnicy w wieku przedemerytalnym. Co się zmieniło przez rok w waszym środowisku?

Jest nas coraz więcej. Do mistrzostw Polski i wrześniowego Pucharu Europy w Pucku będzie pływać około 30 mastersów. Ciekawe jest, że zaczynają dołączać do nas sternicy, którzy kiedyś z sukcesami pływali na laserach, a teraz powracają na regatowe trasy już jako mastersi. To spore wyzwanie dla starszych zawodników z tej kategorii. W tym roku wiek mastersa (35 lat) osiągną trener Bartek Szotyński, Adaś Senger z Zatoki Puck, a za dwa lata Katarzyna Deberny, która w grudniu ubiegłego roku zakończyła karierę w kadrze olimpijskiej. Towarzystwo będzie więc nie tylko coraz liczniejsze, ale też coraz silniejsze sportowo. Poza tym założyliśmy Polish Masters Team, stowarzyszenie mastersów klasy Laser, którego zostałem pierwszym prezesem. Mamy trzy imprezy w sezonie zaliczane do naszego Pucharu Polski. Aby dobrze przygotować się do startów, w marcu wyruszamy na kolejne zgrupowanie do Palamos (Hiszpania).

Nawiązaliśmy ponadto kontakty z zawodnikami mastersami z innych klas (OK Dinghy, Finn, 470). Chcielibyśmy zorganizować regaty dla starszych sterników i załóg z różnych klas, by wspólnie podnosić umiejętności, dobrze się bawić i mobilizować szeregi. Pamiętajmy, że każdy z nas albo jest albo lada moment będzie mastersem i nie ma na to rady. W Europie na laserach ściga się kilkuset mastersów. Są nawet żeglarze, którym na regatach kibicują wnuki. Najstarszy sternik pochodzi ze Szwajcarii, ma 83 lata i wciąż pływa. W europejskim rankingu Euro Masters Series klas Laser Standard oraz Laser Radial (łódka z nieco mniejszym żaglem) sklasyfikowano w ubiegłym roku prawie 500 żeglarzy. Zobaczcie, tylu ludzi tak pięknie bawi się w regatowe ściganie, szkoda życia, by siedzieć na brzegu…

Jako kibic i dziennikarz wolisz śledzić regaty czy walkę o rekordy? Francuzi opłynęli niedawno świat na trimaranie „Banque Populaire V” w 45 dni, 13 godzin, 42 minuty i 53 sekundy. To niezwykły rekord.

Rzeczywiście, ale wolę regaty. Volvo Ocean Race śledzę każdego dnia, taka rywalizacja bardziej niż bicie rekordów działa na moją wyobraźnię. Poza tym w Volvo płyną Iker Martínez i Xabi Fernández (team Telefonica), których miałem okazję poznać na starcie Barcelona World Race, zrobiłem z nimi wywiad i bardzo się polubiliśmy.

No, to sezon olimpijski będzie dla ciebie szczególnie ciekawy. Chyba nigdy Polacy nie mieli tak dużych szans na medale podczas igrzysk.

Tak, mamy przecież Mateusza i Dominika, a to prawdziwi mistrzowie. Zośka Noceti-Klepacka będzie faworytką w klasie RS:X kobiet. Ta zawodniczka, dziewczyna o niezwykle silnym charakterze, zapewne poradzi sobie z presją. Wśród deskarzy sytuacja jest bardziej skomplikowana. Na igrzyska jedzie Przemek Miarczyński, który wygrał krajowe kwalifikacje z Piotrem Myszką, choć to właśnie „Myszek” w większości regat zdobywał wyższe lokaty. Dziwne to wszystko. Ale jeszcze dziwniejsza jest polityka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który upiera się od lat, by z każdego kraju startował tylko jeden zawodnik. Jakie są tego skutki? Piotr Myszka, mistrz Europy i wicemistrz świata (tytuły tylko z ubiegłego sezonu), zostaje w domu. Mam nieodparte wrażenie, że maleje poziom olimpijskich regat, a co za tym idzie – ich atrakcyjność. MKOl chyba powinien coś z tym zrobić, bo dziś łatwiej zdobyć złoto olimpijskie niż mistrzostw świata. Przecież to bez sensu.

Naszym deskarzom nie zazdroszczę, są w dość trudnej sytuacji. Gdyby wbrew wynikom kwalifikacji na igrzyska wysłano Piotra Myszkę, proszę sobie wyobrazić, jaka odpowiedzialność i presja towarzyszyłaby naszemu zawodnikowi. Ale Przemek nie ma łatwiejszego zadania. Jedzie na igrzyska po raz czwarty. Po dość kontrowersyjnych kwalifikacjach. Jeśli nie zdobędzie w Anglii medalu, być może będzie wracał do Polski jak Kazimierz Deyna z piłkarskich mistrzostw świata w Argentynie.

Bardzo ciekawa będzie rywalizacja Polaków o prawo startu na igrzyskach w klasie Laser. Dziś stawka w tej konkurencji jest tak liczna i wyrównana, jak nigdy wcześniej. Szanse na wyjazd do Weymouth ma kilku zawodników. Są wśród nich młodzi żeglarze, doświadczeni sternicy, a także były lider polskich laserowców Maciej Grabowski, który do niedawna pływał na starze.

Zostawmy na chwilę wielki sport. Czytelnicy „Wiatru” wybrali w internetowym głosowaniu Żeglarską Stolicę Polski 2012. Dość wyraźnie zwyciężyło Giżycko. Czy to był także twój wybór?

Pływam na laserze. Większość najważniejszych regat w tej klasie odbywa się na morzach lub w zatokach. W Europie chyba tylko Austriacy, Szwajcarzy i czasem Niemcy organizują duże regaty tej klasy na jeziorach. Dlatego, choć jestem chłopakiem z Warmii i Mazur, bliżej mi do miejscowości nadmorskich. Podzielam opinie głosujących, którzy w internetowych komentarzach zwracali uwagę, że można by wybierać dwie stolice – morską i śródlądową.

Ale stolica może być tylko jedna.

No dobrze, powiem tak. Moim ulubionym żeglarskim portem jest Puck, gdzie rozgrywany jest Puchar Europy w klasie Laser, gdzie mam swojego trenera Henia Płoskiego i przytulną tawernę „Mistral”, z której widać zatokę aż po Półwysep Helski (podają tam takie ryby, że palce lizać). Dla sterników małych łódek mieczowych Zatoka Pucka to po prostu bajkowy akwen. Mówią o tym wszyscy, także żeglarze przyjeżdżający na nasze imprezy z najdalszych zakątków Europy.

Roman Paszke płynął przez Atlantyk na katamaranie „Gemini 3″. Celem było pobicie rekordu w samotnej żegludze dookoła świata na trasie ze wschodu na zachód. Niestety, awaria jachtu zatrzymała Romana tuż przed Hornem. Dałby radę, gdyby przedostał się na Pacyfik?

Niestety, tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że Roman zrobi wszystko, by podjąć kolejną próbę bicia rekordu. Rozmawiałem z nim o tym w połowie lutego. Niestety, Roman być może będzie miał wkrótce konkurencję. Próbę bicia rekordu na tej samej trasie mają podjąć dwa jachty z Francji.

Mimo sportowej porażki, rejs Romana Paszke był głośnym wydarzeniem. Dawno nie było tylu żeglarskich newsów w telewizji.

Bo Roman miał poważne kłopoty na oceanie. A w dzisiejszym durnym świecie zła informacja to dobra informacja.

Na czym polega fenomen Romka? Żaden inny polski żeglarz nie potrafi zdobyć funduszy na tak śmiałe i kosztowne projekty…

Jeden ze sponsorów Romana Paszke powiedział szczerze, że kapitan po prostu ma ogromny dar przekonywania. Myślę, że siła Romka polega na tym, że jest nie tylko żeglarzem, ale także celebrytą (oj, nie lubię tego słowa). Ma w sobie to coś, co przyciąga ludzi i media. Z tym się trzeba po prostu urodzić, choć oczywiście w jakiś sposób możemy również kreować gwiazdy…

No właśnie, czy Zbyszek Gutkowski, który był drugi w etapowych regatach okołoziemskich samotników Velux 5 Oceans, może być w Polsce gwiazdą? Czy zdoła zebrać pieniądze na upragniony start w wyścigu Vendée Globe (solo, non stop, dookoła świata – start 10 listopada 2012 roku)?

Co ja mogę powiedzieć? Wściekam się, że sternik, który pokazał tak dużo umiejętności i determinacji podczas wyjątkowo trudnych regat, ma tyle kłopotów z pozyskaniem funduszy na kolejne żeglarskie wyzwanie. Nie mogę się z tym pogodzić. Tak samo, jak nie mogłem się pogodzić z tym, że Gutka zabrakło wśród nominowanych w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” i TVP na 10 najlepszych sportowców 2011 roku.

Może wynika to właśnie z tego, że Gutek jest bardziej żeglarzem niż celebrytą?

Ale jest także doskonałym materiałem na gwiazdę. To kawał chłopa z iskrą w oku. Z pasją i niezwykłym celem. Jeśli ktoś mnie zapyta, czy Gutkowi warto zaufać i pomóc w sfinansowaniu udziału w kolejnych regatach, odpowiem, że to najlepsza inwestycja. Może w Polsce Zbyszek nie jest jeszcze tak znany jak choćby Mateusz Kusznierewicz, ale za granicą, w żeglarskim świecie, jest rozpoznawalną i szanowaną postacią. Byłem z nim w Alicante na starcie regat Volvo Ocean Race. Widziałem, jak tacy żeglarze, jak Mike Sanderson czy Torben Grael, kłaniają się Gutkowi w pas. Naprawdę, serce rosło, gdy na to patrzyłem.

Podczas konferencji Medialność Żeglarstwa w Polsce, która towarzyszyła listopadowym targom Boatshow, u niektórych gości dało się wyczuć nutkę pretensji albo raczej oczekiwań wobec ciebie. Że jak już ten Pochwała siedzi na Woronicza, mógłby nam przecież załatwić to i owo w telewizji. Zaprosi Gutka, sprzeda sukcesy zawodników z kadry olimpijskiej albo wrzuci na antenę coś o żaglowcach, nie tylko wtedy, gdy łamią maszty na morzu…

Cały czas staram się to robić. Jak tylko dzieje się coś ciekawego, co może zainteresować telewidzów spoza żeglarskiego świata, mówię o tym w programie. Tak właśnie rozumiem dziennikarstwo. Moim zdaniem, dziennikarz to osoba dobrze zorientowana w danym temacie, która w przystępny i atrakcyjny sposób opowiada o tym słuchaczom. Głównie tym, którzy na co dzień nie mają wiele wspólnego z daną branżą. Dlatego Jonasza Stelmaszyka, wicemistrza Europy w klasie Laser, zaprosiłem razem z tatą aktorem – Krzysztofem Stelmaszykiem. O rejsie Romana Paszke co czwartek opowiadali jego znajomi i przyjaciele: Robert Jabes Janecki, Jerzy Iwaszkiewicz czy Grzegorz Zalewski, prezes Renault Polska.

O której trzeba wstawać, by prowadzić poranny program w telewizji?

Wstaję o godz. 4.00 rano. Godzinę później muszę być w pracy w blokach startowych, a o 6.00 wchodzimy na antenę.

Straszne…

Nie użalam się nad sobą. Przecież na 6.00 chodzi do roboty kilka milionów Polaków.

Jakaś drzemka po południu?

Raczej tak, około 14.00 kładę się na chwilę. Bez tego wieczorem cierpię. Spać chodzę bardzo wcześnie, nie ma szansy, bym w sylwestra doczekał północy.

A czy my, kibice żeglarstwa, doczekamy się kiedyś programu telewizyjnego tylko dla nas? Takiego, który byłby magazynem o regatach, rekordach, rejsach, czarterach i żeglarskim biznesie?

Taki program to moje marzenie, ale raczej nie ma wielkich szans na to, by mógł na stałe zagościć na antenie. Kosztowałby zbyt dużo, a oglądalność nie byłaby satysfakcjonująca dla nadawcy. Dlatego telewizja z własnych pieniędzy nie będzie przygotowywać takiego programu. Co innego, gdyby pojawił się inwestor gotowy sfinansować produkcję i występować w roli reklamodawcy. Być może wówczas przekonanie władz TVP do takiego projektu byłoby prostsze. Szacuję, że produkcja odcinka magazynu żeglarskiego z prawdziwego zdarzenia, pokazującego wydarzenia nie tylko z Polski, ale także z wielu miejsc w Europie, o długości 25 minut, kosztowałaby od 8 do 10 tys. euro.

Pamiętajmy jednak, że sporo relacji telewizyjnych możemy znaleźć w internecie. Najlepsze przykłady to filmy z Volvo Ocean Race czy z cyklu regat America’s Cup World Series. To są naprawdę doskonałe, świetnie wyprodukowane kawałki. Nie można więc powiedzieć, że jesteśmy odcięci od relacji z najważniejszych wydarzeń.

Firma producencka By The Wind Media, z którą współpracujesz, uruchamia portal żeglarski. Do kogo jest adresowany?

Firma By The Wind Media oferuje usługi filmowe i reporterskie. Zrealizowała do tej pory między innymi cykl krótkich reportaży ze startu Volvo Ocean Race w Alicante dla Volvo Auto Polska, czy felietony o mazurskich ekomarinach dla Banku Ochrony Środowiska. Nowy portal (www.bythewindmedia.pl) z pewnością będzie więc formą promocji własnej produkcji telewizyjnej, zwłaszcza że jesteśmy zafascynowani technologią 3D. Mamy sprzęt i umiemy z niego korzystać. Jednocześnie będzie to witryna skierowana do żeglarzy surfujących po internecie. Ale nie tylko żeglarzy, chcę to podkreślić! Adresujemy ją do wszystkich, którzy szukają nie tyle wyników regat, ile ciekawostek, komentarzy, wodnych historii nie z tej ziemi i zaskakujących wywiadów. Także w formie filmów. Mówiąc językiem koncernów medialnych, będzie to portal żeglarski i lifestylowy. Na przykład na początku prezentujemy wywiad ze Zbyszkiem Gutkowskim, z którym rozmawialiśmy m.in. o odwadze i urodzie albatrosów. A potem te same pytania zadaliśmy aktorowi Arturowi Barcisiowi. Ciekawe porównanie… Zbyszek opowiada też o tym, jak podczas regat Velux 5 Oceans zszywał sobie głowę rozciętą przez śmigło wiatrowego generatora prądu. Portal jest złożony z 19 sekcji tematycznych. Są wśród nich kulinaria, za które odpowiada sam Robert Sowa, poradnik ekonomiczny Marka Zubera (jak zarobić na jacht), pierwszy marynistyczno-żeglarski kryminał w odcinkach Krzysztofa Kotowskiego, a kapitan Krzysztof Baranowski opowiada o morskim wychowaniu. Oczywiście, znalazło się też miejsce dla „dzikich dziadków” czyli mastersów. Ciekawie zapowiada się dział międzynarodowy, którym opiekuje się Leo Walotek-Scheidegger. Są jeszcze inne atrakcje, zapraszam! Mocno wierzę w to, że strona By The Wind Media okaże się apetycznym kąskiem polskiego żeglarstwa w internecie.

Od filmów w internecie do własnego programu żeglarskiego w telewizji droga wydaje się niezbyt długa.

Niestety, jest bardzo długa. Ale nie spocznę, dopóki nie będziemy mieć w telewizji takiego magazynu. Nie wiem, z kim go zrobię, za czyje pieniądze i kiedy. Ale wiem, że tylko wówczas spełnię się jako dziennikarz.

Rozmawiał Krzysztof Olejnik

Laser to najpopularniejsza łódka na świecie. W 140 krajach zarejestrowano prawie 200 tys. jednostek. Na tych samych kadłubach żeglują trzynastolatkowie, którzy wyrośli z optimista, oraz olimpijczycy, dla których żeglarstwo jest profesjonalnym zajęciem. Najmłodsi pływają na laserze 4.7 (z najmniejszym żaglem). Starsi sternicy oraz kobiety ścigają się na laserach radialach. Ten zestaw jest olimpijską konkurencją dla pań. Najstarsi i najbardziej doświadczeni dosiadają lasera standard, który ma największy żagiel. To olimpijska łódka dla mężczyzn.

Flota mastersów została podzielona na kilka kategorii. Zawodnicy w wieku od 35 do 44 lat nazywani są praktykantami. Starsi (do 54 lat) to mastersi. Żeglarze mający od 55 do 64 lat to grupa grand masters. Wśród zawodników pływających na laserze radialu osobne klasyfikacje prowadzone są też dla kobiet oraz dla prawdziwych seniorów, czyli zawodników mających ponad 65 lat. Nazywani są great grand masters.

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości