Magazyn Wiatr - portal żeglarzy i pasjonatów sportów wodnych

Pięć tygodni bez wieści o Cichockim

  • Krzysztof Olejnik, Wiatr
  • poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Ze strony www.kapitancichocki.pl: „Skontaktowaliśmy się z agencjami pośrednictwa pracy dla marynarzy. Wybraliśmy największe z nich i skierowaliśmy do nich prośbę o skontaktowanie się ze współpracującymi z nimi jednostkami/statkami operującymi w okolicach Wysp Zielonego Przylądka lub poruszającymi się na szlaku Ameryka Południowa – Europa. Zwróciliśmy się z prośbą do marynarzy, by przekazali nam wiadomość w sytuacji, w której zobaczą (lub zobaczyli) jacht „Polska Miedź”. Załączyliśmy mapkę poglądową, zdjęcie jachtu i wszelkie namiary. Dziś po raz kolejny będziemy próbowali skontaktować się z Polską Ambasadą w Dakarze.”

——–

Artykuł z marcowego wydania magazynu „Wiatr”:

Cichy rejs „Polskiej Miedzi” dookoła świata

Pół roku na morzu bez łączności ze światem

Tomasz Cichocki zmierza przez Atlantyk do Europy. To ostatni etap samotnego rejsu dookoła świata Around The World Delphia Project. I choć Zbigniew Gutkowski mawia, że Atlantyk w porównaniu z Oceanem Południowym to parking, do końca trzymamy kciuki, by „Cichy” szczęśliwie dopłynął do Brestu we Francji. Ostatni lutego był 244 dniem spędzonym przez kapitana na morzu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, „Polska Miedź” zamelduje się na mecie pod koniec kwietnia.

Cichocki na początku lipca 2011 roku wypłynął z Francji. Po miesiącu minął równik. Na Oceanie Indyjskim złamał żebro, rozciął głowę i stracił przytomność. Na dodatek „Polska Miedź” uszkodziła ster podczas zderzenia z dryfującą przeszkodą. Awaria była na tyle poważna, że kapitan musiał zawinąć do Port Elizabeth w Republice Południowej Afryki. Cofał się 800 mil, halsując przez dwa tygodnie. Części niezbędne do naprawy zmierzały już do Port Elizabeth ze stoczni Delphia Yachts, która zbudowała dla Cichockiego jacht (Delphia 40.3). Pod koniec października „Cichy” wrócił na trasę okołoziemskiej wyprawy. Nikt wtedy nie przypuszczał, że to nie koniec poważnych kłopotów.

Trzy tygodnie po opuszczeniu RPA, gdy Cichocki zbliżał się do południowych brzegów Australii, nagle przestał informować organizatorów rejsu o swym położeniu i sytuacji na trasie. Zupełna cisza trwała 12 dni. Nietrudno wyobrazić sobie, jak ciężki to był czas dla najbliższych „Cichego”. Wreszcie udało się namierzyć jacht, a na Boże Narodzenie kapitan sprawił wszystkim prezent pod choinkę. Przekazał informację o sytuacji dzięki pomocy załogi napotkanego statku, który znalazł się w zasięgu UKF.

Stałej łączności nie udało się nawiązać, ale na szczęście pozycję jachtu mogliśmy śledzić, więc wiedzieliśmy, że płynie zgodnie z planem. Przez kilka dni sądzono, że „Polska Miedź” zbliży się do lądu, by przez radio przekazać więcej informacji, albo nawet zawinie do portu, by dokonać niezbędnych napraw, ale Cichocki pognał prosto na Horn. – Tomek był tak zły z powodu przerwania rejsu, że wychodząc w morze z RPA, powiedział, że teraz już za żadne skarby świata nie zbliży się do lądu. No i słowa dotrzymał – mówi Krzysztof Mikunda, organizator rejsu.

Przymusowy postój w Port Elizabeth sprawił, że wyprawa nie zostanie zapisana w kategorii rejsów non stop. Brak łączności z pokładem uniemożliwił przekazywanie mediom codziennych informacji. Czy to oznacza, że projekt zostanie źle oceniony przez sponsorów? – Wręcz przeciwnie – przekonuje Krzysztof Mikunda. – Brak łączności spotęgował zainteresowanie mediów rejsem. Cichocki przez kilka miesięcy nie kontaktował się ze światem, podobnie jak 32 lata temu Henryk Jaskuła. Informacje o kłopotach pojawiały się w kilku stacjach telewizyjnych. Ale oczywiście najważniejsze jest to, że Cichocki dowiódł, iż na turystycznym jachcie, zaprojektowanym, zbudowanym i wyposażonym w Polsce, można opłynąć świat, pokonując najtrudniejsze akweny i sztormy, wytrzymując przed Hornem trzy tygodnie na kilkumetrowych falach. Dla sponsorów takich jak stocznia Delphia Yachts, a także dla pozostałych firm, rejs „Cichego” z pewnością był dobrą inwestycją – dodaje Mikunda.

Na pytanie, czy Cichocki podejmie się kolejnego wyzwania żeglarskiego, Mikunda odpowiedział pół żartem, pół serio: – Całe szczęście, że „Cichy” ma ograniczone zapasy żywności, bo gdyby było inaczej, obawiałbym się, że popłynie dookoła jeszcze raz. Wiemy, że wraca przez Atlantyk do domu. Ale nie wiemy, jaki człowiek zejdzie na ląd. Czy będzie to ktoś, kto powie, nigdy więcej, czy raczej żeglarz, który długo nie usiedzi na lądzie. Znając „Cichego”, stawiam na ten drugi scenariusz.

Krzysztof Olejnik

Wiatr portal dla żeglarzy

Witamy na portalu Wiatr.pl

Zaloguj się i odkryj nowe możliwości